Physical Address

304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124

BAJKA CERVANTESA – „DON QUIJOTE” DAS STUTTGARTER BALLETT

Świat baletowej sceny pełen jest tanecznych opowieści zaczerpniętych z literatury dedykowanej dzieciom, ale także fantazyjnych książek o mitycznej przeszłości. To także magia ludowych tradycji, legend i barwnych przygód, które powiązane są z różnymi zakątkami globu. Z jednej strony to oczywiście klasyczne układy do muzyki Piotra Czajkowskiego: Śpiąca królewna i Dziadek do orzechów, a Sergieja Prokofiewa: Kopciuszek oraz Kamienny kwiat posiłkujący się uralskimi baśniami. To także ukraińska zjawiskowa opowieść, zaczerpnięta z muzycznego folkloru Wołynia skomponowana przez Myhailo Skorulskyiego – Pieśń lasu. A ze współczesnych choćby dwie wersje Alicji w krainie czarów do muzyki Joby Talbota i Przemysława Zycha. W moim sercu szczególne miejsce zajmuje Don Kichot do kompozycji Ludwiga Minkusa. Zaczerpnięta z utworu Miguela de Cervantesa historia błędnego rycerza, choć odarta, w baletowym ujęciu Mariusa Petipy, z filozoficznej głębi stanowi żelazny repertuar zespołów na całym świecie. Każdorazowo wzbudza zainteresowanie i jest ważnym punktem artystycznego programu. W ostatnich latach pojawił się on w Polskim Balecie Narodowym w świetnej interpretacji Aleksieja Fadeyecheva, która pełna jest ognistego, porywającego ruchu. Równie dobrze można mówić o wersji w Szczecinie, gdzie swoją wizję przygotowała Anna Hop, z niezwykle znaczącą rolą Amora, który łączy pary w miłosne wieczne więzi. Pozostaje owa propozycja w programie Gdańska, Bytomia oraz Łodzi, choć w tym ostatnim przypadku niezwykle trudno mówić o pomyślności, gdyż tańca w owym przedstawieniu przygotowanym przez Aleksandra Polubentseva jest jak na lekarstwo, a w pamięci utkwiła mi scena nieustannego kiwania się zespołu w rytm dźwięcznej muzyki. Należy powiedzieć, że to samograj, który winien przyciągać publiczność. I kryje się pod tym ujęciem pewna tajemnica. Owszem można uznać, że to opowieść prosta, ale przeszyta niesłychaną liczbą trudnych technicznie układów dedykowanym tancerzom najwyższej próby. Zatem należy mierzyć siły na zamiary, nim przystąpi się do wyboru owej propozycji aby włączyć ją do repertuaru grupy. Ja pisała Irena Turska w nieśmiertelnej pozycji, kanonicznej dla każdego miłośnika tejże sztuki – Przewodniku baletowym, że akcja: „sprowadza się do zabawnych przygód groteskowych postaci, a przygody te są jedynie pretekstem do prezentowania wielu popisowych wariacji solowych, duetów i tańców zespołowych”. Konkludując należy posiadać świetny zespół aby podołać owemu wielowymiarowemu zadaniu, które składa się na widowisko baletowe. Don Kichot to może błaha opowieść o miłości, poszukiwaniu szczęścia i spełnienia, ale w warstwie wykonawczej jest rzeczywiście zadaniem karkołomnym. Niekiedy może stać się pułapką i niestety wstydliwą opowieścią z ułomnym tańcem, ale spełnienie widzów jest wówczas gdy otrzymują świetne przedstawienie przesiąknięte artystyczną wizją i wykonane na najwyższym poziomie i to zarówno przez solistów jak i cały ensemble wykonawców. Tak właśnie stało się w Stuttgarcie, gdzie dynamiczna opowieść na tle bogatej kompanii baletowej należy do tanecznej wirtuozerii głównej pary bohaterów.

Nie będę ukrywał, że  Das Stuttgarter Ballet, sięgający swoją tradycją do założyciela Johna Cranko, to w mojej trasie podróżniczej jedna z kluczowych kompanii. Każdego sezonu odwiedzam ją, a w mijającym okresie zdarzyło się to aż trzykrotnie. Zwieńczeniem owych eskapad stał się właśnie Don Quijote w choreografii Maximiliano Guerry. Ten argentyński artysta, który południowy żywioł ma we krwi przygotował własną, autorską wizję wzorowaną na oryginale Petipy oraz Aleksandra Gorskiego. Owa odmienność polega na indywidualnym i oryginalnym spojrzeniu na tytułowego bohatera, który zazwyczaj obsadzany jest przez dojrzałego solistę, a jego rola ogranicza się do obecności i kilku przejść przez scenę. Guerra widzi inaczej ową postać. Zestawia ją w jedną rolę z Miguelem de Cervantesem. Ten zabieg tworzy krwistą osobowość, która staje się osią napędową sekwencji zdarzeń. Prolog owego baletowego spotkania to pracownia hiszpańskiego pisarza, pogrążonego w śnie i niemocy twórczej. Odwiedza go w marzeniach jego Muza i natchnienie – Dulcynea. Ona poddaje mu temat książkowej historii. Buduje z niego wiecznego rycerza, podróżnika, który wyrusza w drogę zebrania materiału do własnego dzieła. A bohaterowie sami zaczynają przewijać się przez jego pokój. To fryzjer i służąca, którzy staną się Basiliem i Kitri, parą nieszczęśliwie zakochanych, a ich losy staną się osią tanecznej historii. A sąsiad, przypadkowo odwiedzający kompana, przybierze rolę Sancho Pansy. W ten sposób z prologu rozwija się cała sekwencja zdarzeń przyprawiona komediową nutą i wspaniałym tańcem. Owszem przeszkadza początkowa pantomima, ale po niej następują popisowe układy, które nagradzane są uzasadnioną burzą oklasków. Ten balet właśnie zbudowany jest muzycznie z oddzielnych popisów, które składają się na jasną i klarowną, bajkową, pełną radości i światła Iberii narrację.

Sceny szybko się zmieniają, wirują taneczne układy. Bajkowy świat zmienia się z placu hiszpańskiego miasta, w obóz wagabundów, sennej wizji driad, karczmy i ponownie pełnego, otwartego blasku słonecznego nieba. Konstrukcja scenograficzna autorstwa Ramona B. Ivarsa urzeka prostotą obrotowych zastawek, które wydzielają świat domu Cervantesa i kolejnych przestrzeni akcji. Oczarowują kostiumy wzorowane na tradycji hiszpańskiej, piękne szczególnie w ostatnim fragmencie widowiska. Jednak najważniejszym jest interpretacja Guerry. Ma ona dualny charakter. To już wspomniane poszukiwanie natchnienia przez Cervantesa przemienionego w Don Kichota, który poznaje świat, przelewając jego wyobrażenie na karty własnej powieści. To także ukazanie pocieszenia serca i duszy, wyobrażenia ideału kobiety, którym jest Dulcynea. Ową podróż obrazuje świat pozaziemski, widziany w śnie, a przepełniony kobiecą troską i opiekuńczością. W układzie choreografa owa sekwencja wiąże się z „białymi obrazami” znanymi choćby z Jeziora łabędziego. Tancerki oczarowują lekkością, pięknem ruchu i logiką, która mówi, że to kobieta jest natchnieniem każdego mężczyzny, dodającą mu siłę tworzenia i egzystencji. Owej scenie towarzyszą projekcje spadających liter – jakby wprost do umysłu i na karty księgi Cervantesa. Drugie pole opowieści to oczywiście relacja pomiędzy młodą parą Kitri i Basiliem, których losy miłości wydają się niemożliwe do urzeczywistnienia, ale zbiegiem okoliczności udaje się doprowadzić do radosnego zakończenia, którego ostatnim akordem jest taneczna fiesta z urzekającym pas de deux. Guerra konstruuje własną baletową wizję, pełną kontrastu: marzyciela Cervantesa/ Don Kichota i niespełnionego uczucia, błądzenia i tęsknoty z realnością ognia i romansowego żywiołu Kitri i Basilia. Ta opowieść dzięki prostym zabiegom nabrała rumieńców współczucia i hipotetycznego wycinka z życia hiszpańskiego mistrza pióra zestawionego z fikcyjną miłosną fantazją godną bajkowej historii.

Największą wartością stuttgarckiego spotkania był oczywiście taniec na najwyższym poziomie. Klasą samą dla siebie jest zespół, który błyszczy w sekwencjach grupowych szczególnie układach torreadorów i ich partnerek. Wyjątkowo w akcie trzecim pobłyskują kroki flamenco co dodaje oryginalności i olśniewa choreograficzną pomysłowością. Prym w owych układach wiodą Jose Antonio (David Moore), który wywija płachtą jak sprawnym mieczem. Nie będę ukrywał, że w Warszawie wspaniale to czynił również Vladimir Yaroshenko. Ale w niemieckim mieście w owym duecie wygrywa tancerka uliczna Mercedes (Agnes Su). Dojrzałość sceniczna, świetne wykończenie każdego duetu zasługuje na najwyższą lokatę. Owych solowych gwiazd jest oczywiście więcej. Świat obozu wiecznych tułaczy, gdzie przypadkiem, uciekając przed złością ojca, znajduje się para zakochanych, należy do Księcia (Dorian Plasse). Jego wariacja naszpikowana skokami, technicznymi trudnościami jest żywiołowym, świetnym popisem. Jednak scena należy do młodej pary. Kitri (Daiana Ruiz) i Basilio (Henrik Erikson) to świetnie dopasowany duet. Współgranie, spontaniczność i klasa wykonania to cechy wyróżniające ową parę. Techniczne możliwości zostały ukazane w pas de deux. Dwójka wiruje, a trudne podnoszenia, piruety wzbudzają wielki entuzjazm publiczności. W tym gronie nie mogło zabraknąć oczywiście Cervantesa/Don Kichota (Clemens Fröhlich), nie posiadającego co prawda wysmakowanych układów, ale jego duch nadziei i walki nie tylko o historię, która zostanie ukazana na kartach powieści, ale przede wszystkim o niespełnione uczucie, jest ważnym elementem akcji. Spowolnione kroki, obecność, świadczą o klasie artysty. To świetny tancerz, dla którego partia z ograniczonymi popisami solistycznymi też jest możliwą perłą baletowej sceny. Zwieńczeniem talii solistów jest Dulcynea (Veronika Verterich), analogicznie jak powyżej wspomniani urzeka dostojnością i klasą klasycznej tanecznej formy. Z takim zespołem można budować każde widowisko, wizję, spojrzenie i najtrudniejsze baletowe układy. Ten świat zachwyca i zniewala. A dłonie same rwą się do oklasków. Bo przecież Don Kichot został stworzony jako spektakl dla ukazania klasy zespołu i popisów solistów. I to zadanie w Stuttgarcie zostało w pełni zrealizowane. Ręka Maximiliano Guerry wyczarowała baletową hiszpańską perłę, która lśni blaskiem tanecznej ferii i olbrzymią dawką humoru.

Baletowe bajki, baśnie, opowieści to propozycja dla każdego i w każdym wieku. Są one jak lekarstwo na troski, zmartwienia, strapienie. Zanurzenie się w owym świcie tanecznej precyzji, muzycznej różnorodności daje wytchnienie. Dlatego warto poznawać klasykę, ale ten produkt musi być wartościowy, pełnokrwisty i zniewalający. Tak jak ma to miejsce w Stuttgarcie. Aż chce się wracać. Po więcej i jeszcze więcej.

Don Quijote, Ludwig Minkus, choreografia: Maximiliano Guerra, Das Stuttgarter Ballett, pokazy: lipiec 2025

                                                                                                       [Benjamin Paschalski]