Physical Address

304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124

CHOREOGRAF TANCERZY – „BALLET TO BROADWAY. WHEELDON WORKS” ROYAL BALLET W LONDYNIE

Marina Harss, amerykańska krytyczka, autorka książek o balecie, w dość oryginalny, może nawet dwuznaczny i zaskakujący sposób nazwała Christophera Wheeldona, jednego z najważniejszych twórców baletowych naszych czasów, „choreografem tancerzy”. Przecież możemy powiedzieć, że ten przydomek jest adekwatny dla każdego kto tworzy taniec. Jednak specyfika pracy brytyjskiego artysty polega na intymnym spotkaniu, w którym proces kreacji jest najważniejszy, być w sali do ćwiczeń, budować narrację, a także słuchać muzyki, która otwiera fizyczność tancerzy. Bowiem każdy wykonawca przychodzi z własnym bagażem doświadczeń, emocji, które szczególnie w pracach kameralnych, mają niesłychany wpływ na efekt ostateczny układu. Owe projektowanie i stwarzanie posiada zjawiskowe efekty, które Wheeldona zaprowadziło nie tylko do najlepszych zespołów baletowych na całym globie, ale również do komercyjnej stolicy artystycznego świata – Broadway’u. Pierwotnie tancerz, dziś kreator widowisk, rozpoczynał od londyńskiej The Royal Ballet School, aby trafić do Stanów Zjednoczonych – New York City Ballet. Tu zaistniały jego pierwsze choreografie, aby znów powrócić do stolicy Wielkiej Brytanii i pracować dla Ballet Royal jako stały choreograf współpracujący. Jego artystyczna twórczość rozdarta jest na wzorce, z których mógł czerpać garściami. Z jednej strony abstrakcyjna tradycja tańca George Balanchine i wiele podobieństw w ścieżce twórczej kariery do Jerome Robbinsa. Z drugiej to balety narracyjne Fredericka Ashtona i Kennetha MacMillana. Wzorowanie się na dawnych mistrzach ma swój głęboki sens. To nie tylko samorozwój, ale przede wszystkim szacunek dla tradycji – neoklasycznej techniki przesiąkniętej oryginalnymi krokami. Brytyjczyk znany jest zarówno z krótkich form, ale największe znaczenie mają jego opowieści pełnospektaklowe. To Alice’s Adventures in Wonderland (Alicja w krainie czarów), Winter’s Tale (Opowieść zimowa), Like Water for Chocolate (Przepiórki w płatkach róży) i Oscar. Każdorazowo przygotowane do oryginalnie skomponowanej muzyki ukazują wielki talent artysty do budowania narracji, gdzie ruch jest niesłychanie ważnym przewodnikiem, który zachwyca, urzeka i zniewala. Przełomowa wydaje się Alicja…, będąca w repertuarze wielu zespołów baletowych, gdzie spektakularne sceny zbiorowe przeplatają się z pełnymi humoru i różnorodnych kroków, sekwencjami indywidualnymi. Dla każdego, kto widział spektakl, niezmiennym przykładem fantazji pozostanie w pamięci choćby scena „spotkania przy herbacie”. Te dwie formy, krótka i rozwiniętych opowieści, stały się znakiem firmowym choreografa. Kolejne sukcesy zaprowadziły go na stadion olimpijski, gdy w roku 2012 przygotował układy taneczne ceremonii zamknięcia letnich igrzysk w Londynie. I to co najciekawsze. W konsekwencji osiągnięć  w świecie klasycznej formy, drzwi świata rozrywki stanęły otworem. Pierwszy na Broadwayu, po pokazach w stolicy Francji, zagościł Amerykanin w Paryżu, a następnie MJ The Musical. Jeden z największych sukcesów świata muzycznego ostatnich lat, choć można zwrócić uwagę na miałkość samej opowieści o ikonie pop Michaelu Jacksonie, to stał się hitem oglądanym przez tłumy widzów, którzy odwiedzają Nowy Jork. Właśnie sprawna reżyseria i zjawiskowa choreografia oczarowują, a niektóre sekwencje na długo pozostają pod powiekami oczu. Ta fascynacja muzyką, umiejętność jej słuchania, ma niesłychane znaczenie. Świadomość Wheeldona czemu służy choreografia – zbudowaniu sprawnej narracji bez słów, ale z istotną kompozycją muzyczną – jest kluczowa. „Choreograf tancerzy” ufa swoim partnerom – artystom tańca, którzy z jednej strony współtworzą widowisko, ale również wykreowują świat fantazji artysty. 

Ukazanie ścieżki do Broadwayu, oczywiście w czysto artystycznej formie, nie jest sprawą prostą. Bowiem faktycznie każda praca Brytyjczyka przyczyniła się do jego obecności na rozrywkowej scenie. Kluczem do ostatniej premiery Royal Ballet stała się zatem muzyka, partner twórczości choreografa. Wybrano układy, gdzie podkładem nie jest muzyka klasyczna, ale forma lżejszego kalibru lub oryginalnie przygotowana dla danego spektaklu. Powstał wieczór różnorodności, ukazujący rękę mistrza, ale także niesłychaną rolę tancerzy w pracy twórczej oraz miejsce kompozycji jako źródło inspiracji. Otwierająca wieczór część Fool’s Paradise to pierwsza praca będąca współpracą z kompozytorem Joby Talbotem, których droga w kolejnych latach, stała się pasmem wielu sukcesów. Wykorzystany utwór The Dying Swan będący nawiązaniem do kompozycji Camille Saint-Saensa, posiada mroczną aurę. W pustej przestrzeni rozgrywa się abstrakcyjny układ dziewięciu tancerzy, którzy tworzą duety, przejścia, podnoszenia i świetne dla oka figury. Mimo braku fabuły, to praca skondensowana, nastawiona na techniczne ukazanie możliwości artystów. Błyszczą w owej abstrakcji talenty Elli Newton Severgnini i Vadima Muntagirova oraz Melissy Hamilton i Reece Clarka, a ich początkowe duety pozostaną na długo w pamięci. Warto podkreślić, że cały wieczór faktycznie oparty jest na ukazaniu technicznej perfekcji w zindywidualizowanych sekwencjach. Raj jako punkt wyjścia odzwierciedla się w kostiumie, jednak to tylko pretekst dla zaprezentowania tanecznej wrażliwości. 

Część drugą wieczoru wypełniają dwa duety. Orkiestra znajduje się na scenie, staje się współpartnerem, tłem, dla tancerzy. To ciekawy zabieg, bowiem odzwierciedla charakter rewiowy, luźniejszy, gdy band przygrywa wykonawcom. The Two of Us, powstałe podczas pandemii, do czterech piosenek skomponowanych przez Joni Mitchel – wykonywanych na żywo przez Julię Fordham – to intymne spotkanie pary. Ale czy rzeczywiście spotkanie? Raczej rozejście, a może swoista nadzieja na bycie razem. Bowiem trzy utwory to sola, dopiero bohaterowie spotykają się w ostatnim fragmencie. W tej pracy widać indywidualną, osobistą pracę Wheeldona z tancerzami. Podobno te krótkie kawałki różnią się miedzy sobą w zależności od wykonawców, którzy posiadają odmienne emocje, nastroje, bagaż życia. I rzeczywiście nagranie w wykonaniu Lauren Cuthbertson ma zupełnie odmienny wyraz niż prezentacja na żywo Fumi Kaneko. Pierwsza jest pełna nadziei, bardzo spontaniczna, z niesłychaną lekkością wykonująca kroki. Japonka natomiast, perfekcyjna technicznie, nie wkłada  serca w opowieść spotkania-rozstania z upragnionym partnerem. Nie pomaga w budowaniu romantycznego nastroju Francisco Serrano, który jest wyobcowany, pozbawiony ikry tanecznego zapału. Z tejże sekwencji pozostaje muzyka, a taniec gdzieś wyparował, gdyż tancerze skupili się na dobrym wykonaniu, a nie przeżyciu kreacji. Drugi duet Us ma zupełnie odmienny klimat. Do kompozycji Keatona Hensona, pochodzącego z południowej Anglii piosenkarza, autora tekstów i muzyka, powstał utwór genialny, pełen emocjonalnego przeżycia i ukrytej, podskórnej opowieści. Dwóch tancerzy (Leo Dixon i Teo Dubreuil) buduje świat gejowskiej pary, która jest na skraju bycia razem, a nawet rozejścia się. To nie konflikt, spór, dyskomfort, ale obraz zależności, współistnienia i wielkiej miłości. Minimalistyczna muzyka wyostrza taneczną strukturę, która naszpikowana jest technicznymi trudnościami. Dwójce tancerzy wierzy się, emocje wirują pod kopułą sceny w Covent Garden, a ten krótki fragment zaprząta myśli i serca widzów. 

Budowanie napięcia to miara sukcesu widowiska. I tak też jest w Londynie. Na koniec bowiem zaprezentowano, niczym fajerwerki w noc sylwestrową, wielką ekstazę tańca, wir opowieści, która jest przedsionkiem do amerykańskiej stolicy sławy i rozrywki. Amerykanin w Paryżu George Gershwina to eksplozja pomysłowości, ale również subtelnego baletowego ruchu. Skomponowany w roku 1928 poemat symfoniczny o tanecznym charakterze, nostalgii, odgłosami ulicy, stał się kanwą dla późniejszego filmu, o tym samym tytule, ze świetnymi rolami Gene Kelly i Leslie Caron. Wheeldon sięgnął po ów scenariusz przygotowując musical w Paryżu, potem na Broadwayu i West Endzie. Royal Ballet zaprezentował tylko układ do poematu, ale i tak jest to zwięzła i klarowna opowieść o bajkowym spotkaniu dwójki w świecie różnobarwnego, abstrakcyjnego świata. Dwudziestominutowa opowieść to narracja, która zabiera nas w fantazyjny świat modernizmu, kubizmu i awangardy. Niezwykle sugestywna jest strona plastyczna. Zaczyna się od odbicia klasycystycznej widowni opery londyńskiej z dyrygentem włącznie, a następnie zapełnia się sceniczna przestrzeń różnorodnymi kształtami, nieokreślonymi figurami symetrycznymi i abstrakcyjnymi. Dopełnieniem są kostiumy – pełne fantazji, ale i jasnej precyzji, utkane z różnokolorowych elementów. Na myśl przywodzą prace Katarzyny Kobro, której twórczość mogła być inspiracją dla Boba Crowleya, autora scenografii widowiska. To przemyślany koncept, bowiem niedookreślenie strony wizualnej współgra z artystycznymi czasami powstania utworu muzycznego, a także z abstrakcją formy ruchu. Wir zespołowego tańca jest niesamowity, scena zapełnia się kolejnymi grupami tancerzy, a w niej pojawia się ona – Lise (Anna Rose O’Sullivan) w żółtej sukience otoczona wianuszkiem adoratorów, aby odmienić się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w pożądaną kobietę w czarnej kreacji z czerwonym elementem. Przy blasku księżyca, gdy pozostaje sama, jakby z jego krawędzi, zjeżdża on – Jerry (Cesar Corrales), podobnie ubrany jak spotkana dziewczyna. Zaczyna się kolejny duet wieczoru. Pełen erotycznej gry, oddechu, pasji i namiętności. Jest zjawiskowo, intymnie, elegancko. To dobrana para, choć solista swoim meksykańskim urokiem kradnie całe show. Jest zjawiskowy, jego ruchy mają w sobie zwinność węża i szybkość pantery. Oczarowuje. To jego złoty okres, choć chyba trwa on nieustannie, bowiem pobudzał gorące emocje podczas występów w Polsce z English National Ballet gdy prezentowano Korsarza w ramach Łódzkich Spotkań Baletowych. To było już dobrych kilka lat temu. Dziś nie jest inaczej. Zjawiskowy finał, gdy para wpada w stan tanecznej ekstazy na czele zespołu baletowego wzbudza eksplozję oklasków zgromadzonej publiczności. To finał. Czy dalej jesteśmy w ekskluzywnej sali w Covent Garden, a może już w broadwayowskim teatrze? To świetny łącznik ukazujący jak taniec unifikuje, łączy, uniwersalizuje i jest dedykowany dla każdego. Dlatego się rozwija i przed nim złota era. Tak jak przed Christopherem Wheeldonem w dalszej drodze kariery. 

Artystom królewskiego baletu towarzyszyła orkiestra Royal Opera House pod kierunkiem Koena Kesselsa. To było trudne zadanie – nie tylko logistyczne: raz w orkiestronie, a potem na scenie – ale przede wszystkim interpretacja różnorodnych utworów. Przecież to nie tylko klasyka, ale również współczesność, z podkładem dla wokalnej sekwencji muzyki popularnej włącznie. Mimo owych różnorodności muzycy brzmieli niesamowicie, świetnie komponując ten wieloelementowy wieczór artystycznego spełnienia. 

Po raz kolejny, owe londyńskie spotkanie, udowodniło klasę Royal Ballet, który nie tylko pod względem programu, ale też technicznych możliwości zajmuje kluczową pozycję w dzisiejszym świecie tańca. To hołd dla jednego artysty, którego nie byłoby bez tancerzy, solistów i muzyki, która jak nic innego unosi choreograficzną fantazję. Wheeldon posiada własny oryginalny styl, ale nawiązuje nim do dawnych mistrzów New York City Ballet i domu brytyjskiego. Wyróżnia go świetna technika, pomysłowość i umiejętność klarownej dramaturgii w baletach narracyjnych. Dziś sięga po laury w showbiznesie. W tej historii jest pewien paradoks. Analogicznie jak Balanchine wywodził się z Europy i dokonał rewolucji w amerykańskim świecie artystycznym, podąża tą drogą Wheeldon. I może to jest miarą sukcesu, aby być kimś tam, trzeba mieć talent i zapał stąd. I to jest chyba najwyższa miara sukcesu broadwayowskiego snu o karierze. 

Ballet to Broadway. Wheeldon Works, choreografia: Christopher Wheeldon, Royal Ballet w Londynie, premiera: maj 2025

                                                                                                           [Benjamin Paschalski]