Physical Address

304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124

NADZIEJA OGNIA – „PROMETEUSZ” POLSKI BALET NARODOWY

Wielu krytyków i badaczy polskiego teatru podkreśla, że jedną z jego cech wyróżniających jest polityczność. Umiejętność korespondowania z rzeczywistością społeczną, przemianami, zmianami, reagowanie na sprawy bieżące. Widzenie w sposób metaforyczny tego co wokół, a niekiedy aluzyjnie komentowanie codzienności. Wielkie dramaty władzy, ale także nowe oryginalne teksty stały się niebagatelnym artystycznym spojrzeniem wspierającym ducha publiczności, a także reagującymi na jej zapotrzebowanie. Tak było choćby w okresie stanu wojennego, a także ma miejsce dzisiaj, gdy twórcy nie stronią od widzenia świata publicznego własnym artystycznym okiem. Nie czas aby wymieniać całą listę inscenizatorów, którzy podejmują ową problematykę, ale jest ona żywą częścią historii polskiej sceny. Zastanawiam się zatem czy balet może być polityczny? Sięgam do podręcznej biblioteki książek oraz nagrań i muszę się głęboko zastanowić aby znaleźć ów nasz, krajowy przykład owego tanecznego odwołania do tego co nas otacza. Przypadkiem natrafiam na Bolt do muzyki Dmitrija Szostakowicza w choreografii Alexeia Ratmanskiego z Teatru Bolszoj w Moskwie. Czytam o historii powstania utworu, jego szybkim rozstaniu ze sceną leningradzką w roku 1931 i rekonstrukcji ponad siedemdziesiąt lat później. Opowieść o fabryce, przodownikach pracy, ale i przeciwnikach nowej władzy, ze spektakularnymi tańcami Armii Czerwonej prezentującymi różne formacje sił zbrojnych, nie przypadła do gustu władzy w czasach stalinowskich. Ale jest pewnym tropem, bowiem ukazuje, ze sztuka baletowa wykorzystywana była do lansowania określonych treści zgodnych z jedną ideologią i wskazanymi wartościami. Mimo najlepszych chęci i tak została wyeliminowana z publicznej prezentacji odchodząc w głębokie zapomnienie. Po wielu dziesięcioleciach prezentowana była jako historyczne odkrycie, które może bawić, ale przede wszystkim urzekać niezwykle piękną choreografią, a także fantastyczną muzyką rosyjskiego geniusza. Zatem balet może być narzędziem propagandy – i takową rolę pełnił – ale sami twórcy rzadko zdobywali się na indywidualny komentarz do tego co wokół, a przecież mają ku temu niebagatelne prawo jako część wspólnoty, nas wszystkich.

Krzysztof Pastor szesnaście lat temu rozpoczął misję szefowania warszawskiemu zespołowi baletowemu, który przyjął miano Polskiego Baletu Narodowego. Warto zauważyć, że na stołeczną scenę wprowadził wiele własnych prac, które miały premiery w innych miejscach świata, a także przygotował oryginalne widowiska. Można podzielić je na dwie grupy: narracyjnej klasyki, a także istotnego komentarza do naszej współczesności. Metaforycznym językiem opowieści, świetnym indywidualnym ruchem, choreograf odniósł się do naszej historii, ale i teraźniejszości. Warto zwrócić uwagę, że w I przejdą deszcze… do muzyki Henryka Mikołaja Góreckiego, gdzie tytuł zaczerpnął z wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego odwoływał się do świata dwudziestolecia międzywojennego, relacji polsko-żydowskich, agresji Niemiec na Polskę w roku 1939, a także mitu Powstania Warszawskiego. Symboliczne wprowadzenie postaci Tchnienia, w białym kostiumie symbolizującego narodowego orła, znanego z herbu naszego kraju, stojącego jak opoka nad losami społeczeństwa, było myślą o nas wszystkich, indywidualną wypowiedzią o tym co nas otacza. Owe swoiste taneczne wadzenie się z przeszłością twórca kontynuował do muzyki Fryderyka Chopina – Koncercie f-moll. Tu już obrazem tańca opowiadał o świecie Polski Ludowej. Przenikające kolory bieli, czerwieni, czerni i złota ukazywały społeczne nastroje do dnia dzisiejszego: od nadziei, dogmatów poprzez niszczącą siłę nacjonalizmu do brokatu konsumpcjonizmu. Owa feria przenikania się myśli, poglądów, braku dialogu, zrozumienia, komunikacji doprowadzała do szaleńczego tańca i w pewnym sensie autodestrukcji. W swoich „społecznych” pracach Pastor jest pesymistą. W losach nas samych, widzianych w przekroju losów państwa, mało artysta zauważa nadziei i współdziałania. Wielokrotnie jego widzenie, a nawet narodowe wadzenie, splata się z ideami Stanisława Wyspiańskiego, choćby znanymi z kart Wesela. Krzysztof Pastor sporą część swojego życia zawodowego spędził zagranicą. W świecie teatru jest takowa myśl, że najlepsze Dziady Adama Mickiewicza, nasz narodowy poemat, zrealizowali: Kazimierz Dejmek z pochodzenia Czech, Konrad Swinarski posiadający korzenie niemieckie i Michał Zadara, który prawie całe młode życie i czas edukacji spędził poza Polską. I jest coś w owym spostrzeżeniu trafnego, w które wpisuje się osoba dyrektora Polskiego Baletu Narodowego. Może trzeba się oderwać od naszego świata, aby go lepiej zrozumieć i być wolnym od hamulców społecznego ograniczenia.

Ten przydługi wywód ma swoje niebagatelne znaczenie. Bowiem stoję na stanowisku, że ostatnia premiera Prometeusza do muzyki Philipa Glassa i Wolfganga Amadeusza Mozarta w układzie Pastora tworzy trylogię z wcześniej wskazanymi pracami. Odwołanie się do świata mitu jest tylko pretekstem, niezwykle udanym, do opowiedzenia ponownie o nas samych. Jednak nie jest to już rys przeszłości, ale narracja o człowieku zestawionym wobec grupy – wspólnoty. Pytanie, które zadaje twórca, jest niebagatelne: czy zasługujemy na to co mamy? Ogień to metafora wieloelementowa, ale najtrafniejszym jest w tym przypadku – czy chcemy wolności czy zniewolenia?

Prometeusz, jeżeli zastanowimy się nad etymologią imienia, oznacza „myślącego w przód” czyli wybiegającego w przyszłość, na swój sposób idealistę, proroka, ale także jeżeli przyjmiemy wartość „prometeizmu” to walczącego za określoną ideą, wyobrażeniem. Dla Pastora tytułowy bohater, jego ostatniego baletu, nie tylko jest mitologicznym tytanem, ale przede wszystkim niosącym równość, wspólnotowość, a nie podział na wywyższonych i poniżonych. Jest to figura idealistyczna, która nie umie zrozumieć otaczającego świata, który odrzuca wartości, prezentowane przez bohatera. To dwuznaczność. Nie tylko społeczna niewdzięczność, ale przede wszystkim konformizm, brak zapału do walki i pokonania tego co jest narzędziem podporządkowania. Balet rozpoczyna się sekwencją konstruowania świata. Gaja, uosobienie Ziemi oraz Uranos, symbolizujący Niebo budują glob, stwarzają z nicości kosmosu planetę, którą zaczną zagospodarowywać uprzywilejowani i podporządkowani – zbudowani z gliny, niczym kamienie – ludzie. Jednak pierwotny obraz to bogowie i tytani. Oczywiście mitologiczny obraz jest tylko motywem, linią przewodnią, która staje się kanwą dla zbudowania indywidualnej opowieści. Pastor z dramaturgiem Klausem Bertischem konstruują jasną narrację, choć przepełnioną niedopowiedzeniami, nieoczywistościami, a metaforyczne spojrzenie, dające pole dla własnej interpretacji widzów, staje się najważniejsze. Owa przestrzeń zapełnia się światem boskości, gdzie najważniejszy jest Zeus, wspomnianymi ludźmi ulepionymi z gliny oraz gracjami będącymi towarzyszkami Pandory.

Część pierwsza przedstawienia to w miarę spójna opowieść o micie Prometeusza. Wykradzenia ognia, obdarowania ludzkości owym uprzywilejowanym dobrem, a także zesłanie Pandory z magiczną szkatułą, której otwarcie będzie miało tragiczne konsekwencje. Wykorzystana muzyka w tym fragmencie: dwie części XI Symfonii oraz fortepianowe Mad Rush Philipa Glassa świetnie współgra z narracją mitu. Kompozycje amerykańskiego minimalisty są niezwykle często wykorzystywane we współczesnych pracach choreograficznych. Należy wspomnieć, że tylko utwór solowy towarzyszył pracom Lucindy Childs oraz Benjamina Millepied. U Pastora to swoiste przenikanie szybkich rytmicznych dźwięków z subtelnością fortepianu, w bardzo dobrym wykonaniu pianisty Kuby Matuszczyka. Choreograf zestawia świat wspólnoty boskiej z ziemską skamieliną, a także pozostawia pole indywidualnej narracji głównych protagonistów. To nie tylko spór, konflikt pomiędzy Prometeuszem a Zeusem, ale również rozwinięta partia brata głównego bohatera – Epimeteusza. Wybiera on miłość, a nie poświęcenie na rzecz ogółu, mimo zaciętości i wytrwałości Prometeusza. Ów krąg pierwszoplanowych postaci zamyka Pandora oraz Orzeł, który staje się narzędziem zemsty wyjadającym codziennie odradzającą się wątrobę ukaranego za swoistą zbrodnię tytana. W owym kręgu toczy się dramat prawd i argumentów. Może w tańcu jest je niezwykle trudno zaprezentować, ale dialog ukazany w duetach i triach – zaprezentowany niezwykle sugestywnie – trafi do największego laika sztuki tańca. Kreska ruchu szefa Polskiego Baletu Narodowego jest niebywale wyrazista. Owe kameralne wykonania przepełnione interakcją, efektownymi podnoszeniami oczarowują i zniewalają stroną wizualną. Najciekawsze stają się relacje braci: Prometeusza (Ryota Kitai) oraz Epimeteusza (Marko Juusela). Świetnie ze sobą współgrają, budują napięcie nie tyle więzi krwi co również współzależności, rywalizacji i niezrozumienia. Zeus (Marco Esposito) wydaje się mało wyrazisty, nie posiada pochodni boskości, która jest niezbędna dla wskazania własnej pozycji roli dominowania nad całym światem. Pandora (Jaeeun Jung) drobna, ale niezwykle sprawna technicznie przedstawia własną nieokiełznaną moc sprawczą wobec następstw otwarcia magicznej skrzynki. Ów ansambl wykonawców zamyka Orzeł (Nikodem Bialik). Niestety do jego wykonania mam najwięcej zastrzeżeń. Symboliczna rola, opętania, zniewolenia i unicestwienia wymaga olbrzymiej tanecznej charyzmy. Niestety otrzymujemy jedynie poprawne wykonanie. Na dodatek wyposażenie postaci w rekwizyt metalowych skrzydeł, może wydają się one efektowne, ale niestety krępują ruchy. W tego typu postaciach łatwo z tonu serio popaść w śmieszność. Wydaje się, że pompatyczność zabiła lekkość, która winna charakteryzować owego boskiego ptaka. Jednak najbardziej znaczącym pozostaje bohater zbiorowy – zespół baletowy. Dla niego Pastor przygotował niesłychanie trudny, synchroniczny układ, który został wykonany brawurowo. Szczególnie zniewala sekwencja bogiń i bogów, którzy powstają z przestrzeni wykreowanej przez pierwotnych światu: Gai (Marta Fiedler) oraz Uranosa (Carlos Martin Perez). Równie atrakcyjnie wypada sekwencja obrazu ludzi z gliny, rodzących się za sprawą ognia Prometeusza. Choć obrazy, gdy niesie ogień można porównać do kadrów czołówki „Mosfilmu” – nieco to śmieszne i pompatyczne. Część pierwsza to dobrze opowiedziana historia, pełna świetnego tańca, przeplatania się form grupowych z taneczną opowieścią głównych bohaterów.

Jednak kluczowa, z punktu widzenia przesłania, społecznego komentarza, wydaje się cześć druga. Ma ona odmienny klimat za sprawą wybranego do podkładu utworu muzycznego. Requiem Wolfganga Amadeusza Mozarta. Msza żałobna, sztandarowa kompozycja wokalno-instrumentalna jest w układzie Pastora niczym epitafium nad losem jednostki stojącej w opozycji do innych: rodziny, świata bogów, ale też ludzkości. Choreograf zadaje proste pytanie: „Co się stało z ogniem?”. Przekładając to na język współczesności można określić to mianem: „Co się stało z naszą rewolucją?”. To swoista demaskacja wyprzedaży wartości, ideałów. Samotnik zostaje odrzucony, a świat pokrywa plaga. Nie bez powodu tancerze ubrani są w jednolite ciemne quasi garnitury, aby następnie przybrać cieliste stroje. To wizja deprecjacji człowieczeństwa, losu który zgotowaliśmy sobie sami odrzucając dar wiecznej wolności. To zwycięstwo boskości, która świadomie ukrywała ogień przed innymi mając poczucie jego potencjalnego zdeprecjonowania i zniszczenia. Interpretacja utworu Mozarta ma jeszcze jedną analogię. Do losu Chrystusa, który umierając na krzyżu pozostawił nie tylko symbol własnego cierpienia, ale przede wszystkim stanowił on ofiarę za grzechy ludzi. Mit Prometeusza wiąże się z ową chrześcijańską wizją – cierpienia, chęci odrodzenia i budowy, a w zamian otrzymanego niezrozumienia i swoistego odrzucenia. To odwrócenie się społeczeństwa, zamknięcie się we własnym konformizmie i autodestrukcji. Otworzenie puszki Pandory zalało ludzkość zniszczeniem, potępieniem, ale problem o którym opowiada tańcem Pastor – to brak w nas samych chęci niesienia płomienia, aby przezwyciężyć to co złe wokół nas. Idealiści, samotnicy przegrają, odejdą w zapomnienie. Pozostaną Ci, którzy stoją powyżej, manipulują, dominują, zniewalają. Jakie to wszystko bliskie, szczególnie dziś w świecie nieustannych konfliktów, które z niepohamowaną siłą wybuchają w kolejnych miejscach świata.

Żar ognia tańca bije z owego spektaklu. Jego przekaz i wymowa jest niesłychanie silną stroną. Pastor nie jest idealistą, ale przede wszystkim realistą. Ma świadomość społecznej degrengolady i wyprzedaży ideałów, które przyświecały Prometeuszowi. Strona wizualna wspiera ów zamysł. Tatyana van Walsum zaprojektowała niezwykle symboliczne kostiumy, a przestrzenią nawiązuje do wcześniejszej pracy w Warszawie – koncertu fortepianowego Chopina. Podobnie wysoki podest, z którego wyłaniają się bohaterowie indywidualni i zespołowi. Świat bogów to górna przestrzeń owego podwyższenia, którego środek wyznacza symboliczny znicz ognia, a także schody prowadzące do świata podległego i podporządkowanego. W narracji pomagają projekcje autorstwa Bartka Maciasa – jednorodnym obrazem określające pola gry. Najbardziej sugestywne to kamienie zestawione z grupą ludzi, które przeradzają się glinę, przepełnioną masą nieokreślonych form. Stają się wizją zaczerpniętą z metaforycznej frazy o człowieku: „Mówią nam, że jesteśmy solą tej ziemi. A przecież jesteśmy tylko jej nawozem”. Owa strona wizualna dopełnia autorski projekt Krzysztofa Pastora budując pełne, świadome widowisko o nas samych w roku 2025. Prometeusz jest świetnym pretekstem do ukazania przeceny tego co nie tak dawno było nadrzędną wartością, a zginęło pod ciężarem ludzkiej masy i gliny przeciętności.

Strona muzyczna zasługuje na duże wyróżnienie, choć mam poczucie, że dyrygent wieczoru Patrick Fournillier pomylił rolę orkiestry. To miał być podkład, współpraca dla widowiska baletowego, a nie wielka symfonika w sali koncertowej. Mimo brzmienia poprawnego utworów obu kompozytorów pozostaje niedosyt swoistej chęci rywalizacji. Wygrywa oczywiście to co na scenie, a nie w orkiestronie. A porównując Glassa z Mozartem – wyjątkowo brzmienia Amerykanina lepiej trafiają do odbiorców niż wielka kompozycja fenomenalnego Austriaka.

Polski Balet Narodowy zaprezentował wspaniały wieczór na zwieńczenie sezonu. Widać świetną rękę Krzysztofa Pastora, zgrany, skomponowany zespół, a także nowe pokolenie solistów. Jednak nadrzędnym jest, że poprzez doskonały choreograficzny układ powstał spektakl, który daje do myślenia, stawia pytania oraz jest nieoczywisty dla publiczności. Prometeusz będący symbolem idealizmu, poświęcenia nie odnajduje miejsca w kręgu życia, który go otacza. Znakiem zapytania staje się formuła – czy warto wierzyć w ludzkość? Świat ginie mimo dawnych lekcji, traum i tego co już przeżyliśmy. Zatem – nie ma nadziei? Nie ma spełnienia? Trudno uwierzyć, ale zmierzamy do samozagłady nie bacząc na dawne ideały i wartość drugiego człowieka. Smutek i rozpacz, a prometeizm to już tylko hasło w encyklopedii bo już go nie ma i raczej nie będzie.

Na koniec jeszcze osobiste podziękowania dla Pana Piotra Czai, Kierownika Działu Obsługi Widzów, za profesjonalizm i olbrzymią pomoc. Dziękuje!

Prometeusz, Philip Glass, Wolfgang Amadeusz Mozart, choroegrafia: Krzysztof Pastor, dyrygent: Patrick Fournillier, Polski Balet Narodowy/ Teatr Wielki-Opera Narodowa w Warszawie, premiera: czerwiec 2025

                                                                                                         [Benjamin Paschalski]