Physical Address
304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124
Physical Address
304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124
Benjamin Paschalski w Tańcu
Benjamin Paschalski w Tańcu
Liczę w swojej głowie ile widziałem baletowych wersji Kopciuszka? Ciężko przywołać w pamięci każdą inscenizację, ale na pewno było to kilkanaście wykonań. Internet podpowiada, że łącznie powstało ich ponad 700 co oznacza, że aby wszystkie je zobaczyć należałoby przeznaczyć, oglądając codziennie inny spektakl, dwa lata. To spore wyzwanie. Dla mnie – a to chyba powszechne – pozostanie ważnym pierwsze spotkanie z baletem, o sierocie która gubi pantofelek na balu i szczęśliwym zakończeniem. Miało to miejsce jeszcze w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku. W Teatrze Wielkim w Warszawie wystawiono wersję Olega Winogradowa. Nadzieje były duże, ale jak przez mgłę pamiętam, że chyba wynudziłem się setnie przytłoczony wielkością i rozciągłością tanecznej opowieści. W myślach pozostaje również to co widziało się ostatnio. A jest o czym mówić! To szeroko komentowana w świecie tańca wersja Davida Bintley’a z Birmingham Royal Ballet. Wykorzystująca muzykę Sergieja Prokofiewa inscenizacja jest wciągającą opowieścią zgodną z bajkową narracją, ale posiadającą wiele nowych rozwiązań. Choreograf zbudował opowieść wokół pantofelka, który jest jedną z pamiątek ubogiej dziewczyny po zmarłej matce. I nie tylko wróżka staje się opoką dla szczęścia bohaterki, ale również nadprzyrodzona moc przeszłości wspiera nadzieje Kopciuszka. Mamy wiele dodatkowych postaci. Z czarodziejką przybywają cztery pory roku, żaby i myszki, które staną się asystą w drodze na bal. Bintley szeroko rozbudował sekwencje zespołowe, a także świetnie ułożył pas de deux ze zjawiskowym, subtelnym finałem, gdy w krasie śnieżynek błyszczy duet wiecznie sobie przeznaczonych. Walorem pozostanie wydobycie humoru. To oczywiście postacie macochy i sióstr – tu skontrastowanych poprzez kontrast: chudej i tęższej. Co ciekawe na balu nie zabiegają one o względy księcia. Upatrują od razu innych kandydatów, aby ktokolwiek się nimi zainteresował i może to być choćby służący lub majordomus. Ważne, aby ktoś spojrzał na nie łaskawym okiem, gdyż świadomość życia starej panny na wiecznym wydaniu, wedle założeń przedsiębiorczej matki, jest perspektywą nie do zaakceptowania. Kopciuszek daje niesłychane możliwości komediowego ukazania historii, aby spleść wątek szczęścia i właśnie humoru w jeden warkocz udanego spektaklu.
Z okazji dnia dziecka, w naszym kraju, z Kopciuszkiem zmierzył się balet Opery na Zamku w Szczecinie. Zespół, który w pewnym portalu społecznościowym – i dobrze! – buduje własną tożsamość jako Szczecin Ballet Company. Jest on od trzech lat prowadzony sprawną ręką Grzegorza Brożka. Dużo już zostało dokonane – zmienia się skład zespołu, widać progres rozwoju technicznego i chęć do kreowania kolejnych produkcji. Ale niestety możliwości finansowe ograniczają nowe premiery, co więcej pokazów w miesiącu też jest niewiele. Będzie to skutkować długofalowym dryfowaniem, a nie kształtowaniem oblicza. Praca, która już została wykonana, nie winna być stracona. Bowiem kierownik baletu jest świadomy swojego zespołu, możliwości i potencjału. I właśnie dla owego składu przygotował najnowszy spektakl. Tenże balet z założenia jest widowiskiem familijnym. Nie lubię owej deklaratywności, gdyż ona niepotrzebnie klasyfikuje przedstawienie jako dedykowane dla szkół z góry obarczoną kategorią drugorzędności. A to bardzo krzywdzące założenie. Szczeciński Kopciuszek to sprawne widowisko, żywe, przepełnione humorem, które wciąga całe rodziny. I może być równie dobrze wystawiane o dziewiątej rano jak i o dziewiętnastej wieczorem. Jest produktem adresowanym dla wszystkich. To co najważniejsze – spektaklem spełnionym i wartościowym.
Zgodnie z przyjętymi zasadami w naszym kraju, nie eksponowania muzyki rosyjskiej, zrezygnowano z utworu muzycznego Prokofiewa. Choreograf – w sposób nieoczywisty – sięgnął po kompozycje dwóch genialnych skrzypków: Niccolo Paganiniego i Karola Lipińskiego. Ich przeplatające się utwory, w których miesza się wirtuozowska nuta sentymentalna z wigorem i ekstazą smyczkowego wykonania, budują świetny klimat dla bajkowej opowieści. Niestety muzyka jest odtwarzana z nagrania, co zuboża kształt widowiska. A marzyłem o świetnym wykonaniu orkiestrowym z genialnym solistą i byłoby to dopełnienie dla układu tanecznego. Niezrozumiała maniera, w naszym kraju, kastrowania spektakli baletowych z żywej muzyki winna być zakazana! Bowiem udział orkiestry nie tylko wzbogaca, ale także staje się żywą lekcją muzyki dla młodego widza. Szkoda. Ale pierwszy ukłon dla Grzegorza Brożka właśnie tyczy wyboru kompozycji. Nie jest to selekcja przypadkowa, ale w pełni świadoma, który współgra z baletową opowieścią.
Jednak najważniejsza jest wizja taneczna. I tu można napisać wiele dobrego. To spójna historia, gdzie najważniejsza jest postać Kopciuszka, a także wydobycie sytuacyjnego humoru. To ma być – i jest – pozytywny przekaz, który oczarowuje nie tylko ruchem, ale i komicznością. Macocha (Emma McBeth) jest świetną interpretatorką demonicznej mamusi, która pragnie wydać za mąż swoje ukochane córeczki. Jej kroki są wyraziste, ostre, kanciaste. W swoich gestach, pozach i mimice przypomina Królową Kier z Alicji w krainie czarów Christophera Wheeldona. Dwie siostry, co wielokrotnie ma miejsce, zostały obsadzone przez tancerzy (Paweł Wdówka i Alessandro Imperiali). Zabieg służący wydobyciu śmieszności, satyry i swoistej karykatury, poprzez zamianę płci. Numer znany od czasów choćby filmu Pół serio, pół żartem, tu wybrzmiał wyśmienicie. Szczególnie Włoch bawi się świetnie rolą, jest dla niego jak urokliwa zabawka, którą można dopieścić w każdym szczególe. Jednak znów można wyczuć posmak innego układu przygotowanego kiedyś w Łodzi i Krakowie przez Giorgio Madia. Owych inspiracji jest wiele, ale ważnym jest, że mimo to Brożek buduje własną, zwięzłą, klarowną opowieść. Poznajemy Kopciuszka przy pracy, wspierają go ptaszki, które wielokrotnie ją wyręczają w, a także Wróżka, która jest nie tylko kreatorką stroju na taneczną uroczystość, ale stałą opiekunką dziewczyny i postępujących zdarzeń. Ciekawym zabiegiem było ukazanie drogi na i z balu, która jak komedia omyłek z szekspirowskiego Snu nocy letniej ukazuje jak łatwo zgubić się w gąszczu wyczarowanego lasu. Sam bal jest niestety mało ekscytujący i porywający. Faktycznie to jeden walc zespołu i duet Kopciuszka i Księcia. Przechodzi bez echa. Inaczej jest z finałem, który staje się apoteozą miłości. Duet zakochanej pary na tle świecących żarówek, które są jak gwiazdy na niebie, jest pięknym układem, który ukazuje wielkie możliwości tancerzy. Trochę wygląda jak pomysł – ponownie – zaczerpnięty ze wspomnianej produkcji Davida Bintley’a.
Szczecińskie przedstawienie, mimo pozytywnego odbioru, jest dość specyficzne. Bowiem należy podkreślić wielką pracę solistów. Szczególnie widać techniczną perfekcyjną jakość tańca Boglarki Novak w roli Kopciuszka. To świadoma tancerka, oczarowująca precyzją, nie markująca potencjalnych niedoróbek, oddająca całe serce dla roli. Nie można tyle dobrego powiedzieć o jej partnerze Kazutorze Komura w roli Księcia. Wydaje się niedopasowany, wolniejszy, mało precyzyjny w skokach i umiarkowanie charyzmatyczny. Te postaci prezentują poważną stronę świata. Ów obraz dopełniają jeszcze dwa bardzo dobre wykonania: Ervin Szelepcsenyi jako Przyjaciel Księcia oraz Martina Vanzetto kreująca Wróżkę. Przygotowani idealnie do prezentowania ról klasycznych, są pełni uroku w powierzonych partiach, a ich wykonanie zasługuje na najwyższą lokatę. Dodajmy do tego postaci charakterystyczne kipiące humorem i bawiące się swoją rolą: Macochy i dwóch Sióstr. A dalej mamy niestety pustkę. Choreograf bowiem stworzył spektakl zindywidualizowany, oparty na tanecznym dialogu postaci, a nie grupowego, zespołowego wykonania. Dla ansamblu pozostaje jeden taniec. Na dodatek wygląda on bardzo nierówno, nieprecyzyjnie, niedojrzale, jest ospały i mało atrakcyjny. To specyficzny balet, gdzie kluczem do sukcesu są poszczególni bohaterowie, ich taneczne relacje, ale nie ma tego co jest siłą tańca – zespołowości. Uleciał gdzieś pomysł dla wszystkich tancerzy, którzy przez część drugiego aktu niemrawo przechadzają się w tle, a mogliby otrzymać jeszcze kilka dobrych wstawek angażujących ich w widowisko, a dla widzów byłby to element wzbogacający przedstawienie.
Strona plastyczna została dopracowana w każdym szczególe. Scenografia jest minimalistyczna. To jedna zastawka ukazująca wnętrze domu Kopciuszka i schody będące wejściem do sali balowej w pałacu Księcia. Świetne, stylizowane kostiumy dopełniają ów obraz. To zasługa Zuzanny Markiewicz, a także Pawła Koisa, który wyczarował projekcje multimedialne, z prawie żywym lasem włącznie. Wygląda on jak naturalna przestrzeń, poruszająca akcję do przodu. Owe zabiegi pozostawiają szerokie pole do aktywności tancerzy i cieszą oko odbiorcy.
W owym spektaklu wygrywa Kopciuszek – odnalazł szczęście i lepszy świat, a tanecznie Boglarka Novak. Scena należy do niej, umie w pełni ją zagospodarować i zbudować własny, indywidualny, komunikatywny przekaz historii. Na jej tle wybijają się postaci i niestety zaginął gdzieś zespół baletowy. Ale jest historia, która porusza i bawi. To wciągająca opowieść o ludzkim przeznaczeniu. Tak jak dawne bajki, które wzruszały, a dziś w Szczecinie dodają uśmiechu i braw.
Kopciuszek, Niccolo Paganini, Karol Lipiński, choreografia: Grzegorz Brożek, balet Opery na Zamku w Szczecinie, premiera: maj 2025
[Benjamin Paschalski]