Physical Address
304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124
Physical Address
304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124
Benjamin Paschalski w Tańcu
Benjamin Paschalski w Tańcu

Nie tak dawno, jedna z moich koleżanek zadała mi dość niespodziewane pytanie: „Jak nauczyć się teatru?”. I przecież nie szło o kwestię studiów teatrologicznych, ale rozumienie i rozpoznanie tejże sztuki. Długo myślałem i chyba najcenniejszym jest poznanie – czytanie, analizowanie, a przede wszystkim codzienne odwiedzanie sal teatralnych. Nie ma nic lepszego niż oglądanie przedstawień. Poznawanie realizatorów, a przede wszystkim wymiana myśli wokół tego co się zobaczyło. Moja własna droga do rozumienia teatru jest długa i trwa nadal. I wiem jedno, że odkrywanie to klucz do budowania siebie, a także wartość świadomości istnienia odmiennych estetyk, stylistyk, narracji. Ostatnich dwadzieścia pięć lat to również życie krajowymi festiwalami. Dwa z nich były dla mnie szczególnie istotne: toruński „Kontakt” i „Dialog-Wrocław”. Ten pierwszy przeżywał swoje wzloty i upadki, lepsze i gorsze momenty. Mimo to trwał, był, funkcjonował. Polemiczne stało się jego ograniczenie do biennale, ale obecny powrót do corocznych wydarzeń jest zwrotem ku tradycji. Szefowa Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu – Renata Darejczyk, buduje obecnie świetny program nawiązując repertuarowo do jego pierwszych edycji. Owszem dziś jest on ograniczony przez brak przedstawień z Rosji, co spowodowała agresja tegoż kraju w Ukrainie. W roku 2026 odbędzie się trzydziesta edycja przeglądu. Pamiętam dawne czasy, oprócz spektakli, spotkania z twórcami w kawiarni teatru, małe intrygi, a przede wszystkim poznawanie ludzi i wieczory w „Zezowatym szczęściu” kończące się porannymi spacerami nad Wisłą. To były piękne czasy. Równie ciekawie bywało co dwa lata w stolicy Dolnego Śląska, gdzie odbywała się istna lekcja poznawania światowego teatru. Ówczesne gorące nazwiska przebrzmiały, a inne stanowią nadal jasne światło światowej sceny. Tu obejrzałem jedno z najważniejszych przedstawień w swoim życiu: Feketeroszag (Blackland, Czarny świat) w reżyserii Arpada Szillinga z Kretakor Szinhaz. Rzecz, która dziś wydaje się nadal prorocza – spojrzenia głęboko w oczy pewnego europejskiego państwa, z jego bolączkami, depresjami i problemami. Także ważne są te, które nadal pulsują w mojej głowie i dają o sobie znać o magii teatru w inscenizacjach: Alvisa Hermanisa, Luka Percevala, Krystiana Lupy, Williama Kentridge, Ivo van Hove, Christopha Marthalera, Romeo Castellucciego, Alain Platela, Susanne Kennedy, Lemi Ponifasio czy Krzysztofa Warlikowskiego.
Oba wydarzenia łączyła osoba Krystyny Meissner, reżyserki, ale głównie świetnej organizatorki o niesamowitym smaku i wyczuciu artystycznym. To ona sprawując funkcje dyrektorskie scen w Toruniu i Wrocławiu zainicjowała wydarzenia, które ewoluowały pulsowały, żyły. I choć to dwa odmienne światy – „Kontakt” i „Dialog-Wrocław” to mają coś wspólnego. Obu istotą jest poznawanie, rozpoznawanie i odkrywanie tego co warto zobaczyć, zaprezentować, ukazać. To właśnie specyficzna komunikacja – zestawianie stylistyk, wrażliwości, twórczej dojrzałości. Co ważne nigdy nie zrezygnowano z pokazywania polskiego teatru, traktując go jako wartościowego partnera wydarzenia. Idąc jeszcze bardziej lokalnie w programach festiwali zawsze znajdowały się przedstawienia toruńskiej sceny i wrocławskich teatrów.
Z Międzynarodowym Festiwalem Teatralnym „Dialog-Wrocław” bywało różnie. Ostatnie edycje to istne zawirowania i niepewność bytu. W 2017 roku wydarzenie stało pod znakiem zapytania, gdyż wycofało się Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego z finansowania, mimo otrzymanego wsparcia w ramach programu ministra „Teatr”. Powodem było umieszczenie w repertuarze festiwalu Klątwy w reżyserii Oliviera Frljica z warszawskiego Teatru Powszechnego. Publiczna kwesta uratowała przegląd. Kolejna, dziesiąta edycja, z roku 2019 została przesunięta na rok 2020. A wówczas nastała pandemia i ostatecznie do zdarzenia doszło w roku 2021. Śmierć Krystyny Meissner zachwiała trwaniem wydarzenia. Jednak władze miasta podjęły decyzję o kontynuowaniu Festiwalu. Jego szefem został Mirosław Kocur. To wybór skrajnie nieoczywisty, choć dokonany za sugestią jeszcze założycielki przeglądu. Kocur jest antropologiem teatru, praktykiem scenicznym związanym w przeszłości z Teatrem Laboratorium Jerzego Grotowskiego. Jego doświadczenie i zainteresowania są skrajnie odmienne od tego co proponowała Meissner. W mojej głowie rodziły się obawy, że z dobrego, spektakularnego wydarzenia zbuduje się kameralny festiwalik dla elitarnego grona znawców i przyjaciół. Nic bardziej błędnego. Przewidywania okazały się całkowicie mylne. Jedenasta edycja festiwalu, owszem odmienna od poprzednich, to fajerwerk różnorodności. Program odwzorowuje światowe trendy i kierunki zainteresowań teatru w dniu dzisiejszym. Linią przewodnią stały się podtytułowe „s[t]ymulacje”, ale kluczem do nich nowe technologie oraz wykorzystanie nauki w sztuce. Problematyka nośna, atrakcyjna i aktualna. Co więcej osią programową stało się zaproszenie zespołów azjatyckich, które odmiennie widzą świat, są odkrywczym i ożywczym powiewem dla europejskiego myślenia o teatrze. I po trzecie, Mirosław Kocur, postawił na spektakle bez słów – taneczne, ruchowe, wizualne. To kolejna mocna strona festiwalu, która odzwierciedla trendy w światowej sztuce, gdzie właśnie taneczna scena przeżywa swój renesans. Należy mieć nadzieję, że owa passa się utrzyma i za dwa lata, spotykając się ponownie, program będzie już rakietą gotową do lotu w inne przestrzenie.
Jednodniowa wizyta podczas edycji „Dialogu-Wrocław” 2025, była jak świeży, ożywczy powiew innego teatru. Dwa spotkania z odległymi stylistykami, ale wspólne przesłanie – czym jest magia ruchu i scenicznego wyrazu. Chiński TAO Dance Theater założony w 2008 roku przez duet: choreografa i współdyrektora artystycznego zespołu Tao Ye oraz Duan Ni, współszefową artystyczną, to niesamowity zespół tancerzy, których prace można porównać do formy klasztornej ruchowej medytacji i skrajnej dyscypliny wyrazu. Laureaci Srebrnego Lwa w dziedzinie tańca Biennale w Wenecji z roku 2023 są rozpoznawalną marką tanecznego, oryginalnego języka, która zachwyca na całym świecie. Tao Ye wymyślił koncept Numerical Series – krótkich sekwencji, gdzie eksperyment z wieloaspektowym rozumieniem ciała staje się konstruktem zbudowania przedstawienia. Zaczynając od numeru drugiego, powstało łącznie szesnaście prac, choć tytułów jest siedemnaście. To konsekwencja założenia ideowego, że numer kompozycji określa również liczbę tancerzy występujących. Choreograf jest niesłychanie konsekwentny i precyzyjny nie tylko w podbudowie ideowej samego cyklu, ale również konstruowania kolejnych jego epizodów. Oddziaływują one kontrastem, odmiennością, różnorodnością. W centralnym punkcie stawiają ciało – jego możliwości, ale widziane wieloaspektowo, nie tylko w warstwie ruchowej, ale dźwiękowej i wokalnej. 16 to oczarowująca widza od pierwszej minuty do ostatniej sekundy sekwencja synchronicznego ruchu. Szesnastu tancerzy ubranych w niemal identyczne stroje imitujące ubrania mnichów, przy zmieniającej się kolorystyce światła od bieli, przez żółć, róż do niebieskiego, rozpoczyna wijącą się sekwencję przejścia. Początkowy fragment wygląda jak wejście tancerek w „białym obrazie” Jeziora łabędziego, które rozwleka się na całą przestrzeń gry. W wydzielonym prostokącie przemieszcza się masa wzdłuż i wszerz, po diagonali, załamując kontury, zmieniając kierunki przejścia. Ruch jest zjawiskowy wykorzystujący w pełni możliwości ciała: nóg, rąk i głowy. Obraz przypomina życie owadów, które jak robotnice budują swój mikrokosmos. To jak wielkich rozmiarów wielonoga dżdżownica, krocząca w zrytmizowany sposób po kolejną swoją zdobycz. To także wizja snującego się węża po wykreślonej ścieżce bytu. Nie jest tajemnicą, że Tao Ye, tworząc choreografię, inspirował się znaną nam grą z telefonów komórkowych Snake. Dodaje do owego układu świetną, transową muzykę, która mogłaby być podkładem imprezy w najlepszych nocnych klubach. Owa unifikacja automatu i ludzkich możliwości w pełni urzeka i zniewala. Wprowadza odbiorcę w stan swoistej hipnozy, powtarzalne ruchy to niczym kolejne paciorki różańca, które wprawiają w nirwanę, unoszenie się w rytmie tanecznego kroku. To niesłychana precyzja, umiejętność z prostego formatu zbudować fascynującą sekwencję artystyczną.
17 to już zupełnie odmienny klimat i nowy zamysł twórczy. Tym razem siedemnastu tancerzy odgrywa cały układ w pozycji poziomej. Leżą na podłodze, a ich ruchy to przejścia samodzielne i między sobą. Eksperyment to nie tylko wykorzystanie możliwości ruchowych ciała, ale również dźwiękowe efekty odgłosów przejść oraz słowo, które wypowiadane i śpiewane tworzy podkład dla tanecznej ekspresji. Jednak we Wrocławiu pokaz okazał się lekko ułomny, gdyż organizatorzy nie przetłumaczyli sekwencji dialogowej co doprowadza do niezrozumienia pełnej idei owej impresji. Właśnie owe współgranie organizmu buduje istotę wypowiedzi Tao Ye. Całość rozpoczyna i wieńczy swoista klamra – rozłożeni symetrycznie tancerze, którzy poczynają ruszać się, ożywać, jakby po zimowym letargu w ulu. Ów ruch jest coraz bardziej ekstatyczny, przełamywany pauzami. Buduje on cielesny chaos, degrengoladę, w którym ciała mieszają się jak języki wieży Babel. Na końcu powracają do ładu, pokoju, uspokojenia. To wbrew pierwszej ocenie – nieułożenia i przypadkowości, precyzyjnie skonstruowana choreografia przypominająca matematyczne figury geometryczne oraz swoista gra w zespoły z logicznym wynikiem. Owe spotkania z dwoma sekwencjami Numerical Series ukazuje poezję tańca, jego niejednorodność i zamysł człowieczej inteligencji, a nie pustego ruchu dla czystej przyjemności.
Uwielbiam tajemnicę i magię teatralnej machiny. Męczą mnie spektakle, które mają polegać jedynie na słowie i wierze, że ono wygra każde przedsięwzięcie. Bardzo mylna teoria. Pomysłowość i oryginalność reżyserii polega właśnie na tworzeniu nowych wizyjnych światów, kosmosów, które wzbudzają zastanowienie, ale i zachwyt publiczności. W zeszłym roku, podczas Kuopio Dance Festival w Finlandii, pierwszy raz w życiu miałem szansę zobaczyć spektakl belgijskiej tanecznej formacji Peeping Tom. Oglądając zwiastuny i czytając o ich produkcjach podchodziłem do owego pokazu niesamowicie sceptycznie. Nie bardzo odpowiadał mi zamysł koncepcyjny – scenograficznego realizmu i jednoczesne zburzenie owego świata. Wydawało się to wręcz nierealne. Po obejrzeniu Diptych całkowicie zmieniłem swoje zdanie. Dwie części, pierwsza w przedsionku mieszkań, druga w pokoju hotelowym, będące zaginionymi drzwiami i zagubionym pokojem, zniewalały pomysłowością i zwrotami akcji jak w najlepszych filmach Alfreda Hitchcocka. Przedstawienie dosłownie wbijało w fotel. Po jego zakończeniu nie można się ruszyć, widz jest przerażony tym co zobaczył. Trudno uwierzyć, że jest to spektakl teatralny. Zastosowane środki, precyzja, ruchy ciał zbliżają go do filmowych sekwencji ze świetnym montażem i rozegraniem scen. Chyba na zawsze będę miał pod powiekami obraz szafy, która jest wypełniona dziwnymi lokatorami, a za chwile wyludnia się w nie wiadomo w jaki sposób. Owych zaskoczeń, nieoczywistych scen jest więcej, dużo więcej. Siłą jest ekspresja ruchu, ale także świetne operowanie światłem, ruchomą dekoracją i skrajnie precyzyjni wykonawcy. Spokój i pozorna cisza przemienia się nagle w katastroficzny, nieoczywisty obraz. To jak thriller z ekstatycznym ruchem, siłowym, mocnym, wyrazistym. To zasługa twórców, duetu: Gabrieli Carrizo i Francka Chartiera, których doświadczenie wywiedzione od Alaina Platela, Maurice’a Bejarta czy z Needcompany, świetnie oddaje klimat w kolejnych produkcjach.
Praca, która była prezentowana podczas MFT „Dialog-Wrocław” 2025 – Kroniki, jest autorstwa tylko włoskiej artystki we współpracy z Raphaelle Latini. I widać duży wpływ stylistyki Needcompany, gdzie absurd miesza się z realizmem, nie oczywistość z przesadnością. Pięciu tancerzy w jednej przestrzeni – górskiej doliny, pełnej kamieni, głazów, obiektów. Nagle spada paczka. Prezent? Dar? Nie. To bagaż wspomnień pewnego miejsca. Tworzy się owa historia – od świata mnichów, klasztoru, malarskich niespełnień, pojedynków, małżeństw, katastrof do sanktuarium z boską wodą i zbiórką pieniężną. Artyści budują narrację nieświadomości, braku wiedzy o przeszłości, postępującej rzeczywistości, niczym wypalonej ziemi z nowymi bagażami zdarzeń. Ważnym jest wykorzystanie farby, która pokrywa podłogę i tworzy naturalny obraz przypominający No. 5 Jacksona Pollocka. Świat degrengolady, przemieszanych faktów, zdarzeń. Jak postmodernistyczna historia, pełna zawiłości i nieodgadnionych faktów. To przedstawienie, gdzie spotyka się świetny ruch z dowcipem Monty Pythona. Do tego mocny podkład dźwiękowy, który współgra z pomysłem, absurdem i humorem teatralnej uczty. Pięciu artystów odtwarza kilkadziesiąt postaci. Niesamowitość miesza się z iluzją. Stopklatki, przyspieszenia, spowolnienia, powtórzenia budują magię scenicznej narracji. I to wszystko ukazuje jaka jest moc inwencji i cielesnej fizycznej ekspresji. To właśnie oryginalny taniec nadaje ton owego przedstawienia, dającego nadzieję na dobry artystyczny teatr.
Podczas tej edycji „Dialogu-Wrcław” żal było wyjeżdżać po jednym dniu, bowiem dialog artystyczny z tym co najbardziej wartościowe w świecie teatralnym naprawdę miał miejsce. Nie byliśmy na wiecu ulicznym, nie odtwarzaliśmy degrengolady politycznej, nie skupialiśmy się na społecznym niepowodzeniu, ale oddaliśmy głos dobremu teatrowi. Takiego dialogu łaknę i potrzebuję. I aby zawsze trwał, choć tylko co dwa lata.
16, 17, choreografia: Tao Ye, TAO Dance Theater, Chiny; Kroniki, reżyseria: Gabriela Carrizo, we współpracy z Raphaelle Latini, Peeping Tom, Belgia. Pokazy podczas 11 Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Dialog-Wrocław”, październik 2025
[Benjamin Paschalski]