Physical Address

304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124

KOMERCYJNE BALETOWE PUZZLE Z UKRAINĄ W TLE

Chyba każdy lubi zabawy logiczne. Dla jednych czas z krzyżówką jest świetnym odreagowaniem i ćwiczeniem pamięci. Są miłośnicy scrabble, którzy poświęcają owej grze każdą wolną minutę, a także pasjonaci brydża, traktujący karcianą rozrywkę jako formę spędzania czasu. Nie będę wyliczał nieśmiertelnych planszówek, które w wielu klubokawiarniach stają się urozmaiceniem spędzenia wspólnego czasu. A jak określić fakt, że sztuka baletowa staje się swoistą intelektualną rozrywką, a może raczej przygodą, która ma w sobie coś ze śledztwa prowadzonego niczym przez porucznika Sławomira Borewicza z nieśmiertelnego serialu 07 zgłoś się? Tak czułem się przez ostatnie miesiące przygotowując ów felieton. Za każdym razem pojawiały się nowe ciekawostki, które należało zweryfikować, zbadać, dopracować. To naprawdę był niesłychanie interesujący czas dla ukazania fenomenu występów w objeździe, w naszym kraju, komercyjnych zespołów baletowych. To praktyczny kontredans bowiem w zapomnienie odeszły przed wojną wizytujące często w naszym kraju kompanie rosyjskie, ich miejsce zajęły zespoły ukraińskie, które na fali konfliktu zbrojnego stały się częstym gościem, a swoje wygrały również polskie agencje artystyczne. Głównym tematem miały być kompanie ukraińskie i oczywiście będą, bo wszystko zaczęło się od przypadku… 

Ból głowy

Za każdym razem, przed obejrzeniem spektaklu, lubię weryfikować możliwą prawdę z publicystycznego opisu z rzeczywistością. Tak też się stało, gdy w Paryżu w grudniu 2024 roku oglądałem pokaz baletowej Królowej Śniegu w choreografii Aniko Rekhviashvili w wykonaniu kompanii kijowskiej Narodowej Opery Ukrainy. Nie mogłem uwierzyć, że zespół stolicy Ukrainy, faktycznie będzie prezentował spektakl pod dachami francuskiej metropolii. Była to prawda, ale na stronie internetowej, pierwszej muzycznej sceny naszego sąsiada, ukazała się znamienna informacja: „w związku ze zbliżającym się Nowym Rokiem i Świętami Bożego Narodzenia pojawiają się częste ogłoszenia, w różnych krajach europejskich, o tradycyjnych pokazach Dziadka do orzechów i Jeziora łabędziego z muzyką Piotra Czajkowskiego. Niektóre grupy, podszywają się pod markę Narodowej Opery Ukrainy używając podobnych nazw swoich zespołów. (…) Nie mają one nic wspólnego z Narodową Operą Ukrainy. Nasza pozycja jest niezmienna: wyeliminowanie z bieżącego repertuaru prac rosyjskich kompozytorów – jest to fundamentalne, dokładnie przestrzegane założenie”. W owym tekście wymieniono sześć zespołów i wówczas rozpocząłem własne małe śledztwo. O co w tym wszystkim chodzi… Po owych kilku miesiącach mam poczucie, że wiem dużo, ale nie wszystko. Rynek komercyjnych zespołów baletowych jest niesamowicie duży, a na dodatek grupy nieustannie zmieniają nazwy, a czasem w jednym czasie występują pod różnymi markami. To naprawdę praca detektywistyczna, ale choć żmudna, to niesłychanie frapująca i rozwijająca. 

Motywem podjęcia owego tematu była, choć chyba dziś już nie odgrywa kluczowej roli, kwestia prezentowania muzyki rosyjskiej w naszym kraju. Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę, w naszym kraju również istniała nieformalna zasada nie prezentowania twórczości rosyjskiej. Jednak obecnie można zauważyć powolny powrót w publicznych instytucjach kultury do jej wykonywania. Filharmonia Narodowa już w poprzednim sezonie miała w repertuarze dzieła choćby emblematycznego Czajkowskiego, a do ikonicznej opowieści świątecznej, o Klarze i magicznej zabawce, powrócą  sceny we Wrocławiu i Bydgoszczy, a premierę zaprezentuje Łódź. Jednak czym innym jest obecność rosyjskich kompozytorów w naszym kraju, gdy w geście solidarności, choć uważam, że niepotrzebnym, zostali oni wyeliminowani na ostatnich kilka lat, a odmiennie przedstawia się sytuacja w kraju napadniętym i regularnie niszczonym, bombardowanym i degradowanym. Ów wątek poruszył Mateusz Ciupka na łamach „Ruchu Muzycznego” w tekście Ukraińcy tańczą Czajkowskiego? Wskazał na apel byłego już ministra kultury i polityki informacyjnej Ukrainy Oleksandra Tkachenki o bojkotowanie wykonywania tejże muzyki. Co ważne nie było żadnego formalnego zalecenia jedynie prośba w tym zakresie. Temat rodził i nadal wzbudza wiele kontrowersji bowiem trudno nie odnieść wrażenia, że ciężko do jednego worka wrzucić: wspomnianego Czajkowskiego, Igora Strawińskiego, Dymitra Szostakowicza czy Sergieja Prokofiewa, którzy niewiele mają wspólnego z dzisiejszą rzeczywistością Rosji wobec artystów pochodzących z tego kraju, a występujących obecnie i regularnie w naszej ojczyźnie. Stwierdzenie, że dawni twórcy muzyki ukazują imperializm mocarstwa jest chybionym zarzutem. Bowiem muzyka, najbardziej napiętnowanego twórcy najwybitniejszych podkładów baletowych, powstała w carskiej Rosji, monolicie, który kontynuowany był przez Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. Tej prawdy nie da się odrzucić, a radziecka szkoła tańca obowiązywała w całym bloku wschodnim, nie omijając Ukrainy. Tym samym, będąc niezwykle radykalnym, można wyeliminować każdą rzecz z repertuaru bowiem ma konotacje z przeszłością monolitu. Nie ulega wątpliwości, że ów problem istnieje, spór trwa, a w nazwie zespołów baletowych słowa „Ukrainian, Lviv, Kiev”, w niektórych przypadkach, zostały zastąpione „International”. I za sprawą prostego zabiegu owego dylematu nie ma – dlaczego Ukraińcy tańczą Czajkowskiego? Pozostaje oczywiście ocena moralna, ale teatr to nie kościół. Jednak należy zauważyć, że istotą jest ukazanie specyfiki owych prezentacji w naszym kraju, ale ów objazd ma miejsce faktycznie na całym świecie, gdzie występują komercyjne zespoły baletowe. Stany Zjednoczone są wręcz rynkiem nienasyconym, a przeogromny świat chiński stoi wręcz otworem. Wszędzie widzowie oczekują klasyki baletowej, a sprawą drugorzędną staje się kto ją wykonuje. Może to niedobrze, że odbiorcy nie zwracają uwagi na jakość, ale to już temat eseju o edukacji kulturalnej. Istotnym jest, że ostatnie trzy lata w Polsce, bojkotowania przez publiczne sceny muzyki rosyjskiej, w tym sztandarowych utworów operowych i baletowych, wpłynęło na zwiększenie prezentacji prywatnych formacji baletowych. To istny wysyp owych grup, które wielokrotnie posiadają bogatą tradycję, ale także pozostają nie wiadomo dlaczego anonimowe. A więc czas zebrać owe klocki, aby ułożyć układankę z napisem „komercyjny balet w Polsce”. 

Jak rozpocząć owe poszukiwania? Najprostszym staje się odwiedzenie kilku stron internetowych sprzedaży biletów na wydarzenia artystyczne. Jeden z portali faktycznie zajmuje się dystrybucją wejściówek dla polskiego Królewskiego Baletu Klasycznego, o którym już pisałem (https://benjaminpaschalski.pl/2025/06/10/biznes-i-balet/). Kolejny ma niezbyt wiele do zaoferowania, to trzynaście wydarzeń w całym kraju z pokazami folklorystycznymi z Gruzji i zespołu „Śląsk”. Następny portal to również zaledwie kilka spektakli. Zastanawiam się zatem skąd publiczność dowiaduje się o owych przedstawieniach? Natrafiam nareszcie chyba na monopolistę w zakresie dystrybucji biletów na wydarzenia baletowe. To „biletyna.pl”. Wirują w kafelkach same Dziadki… i Jeziora… Zaczynam przeglądać opisy, prześcigają się one w superlatywach o spektaklach, które będą prezentowane na terenie całego kraju: Kraków, Dąbrowa Górnicza, Zabrze, Rzeszów, Toruń, Olsztyn, Szczytno, Płońsk, Racibórz, Bolesławiec, Lublin, Poznań, Piła, Chełm, Pruszków, Konin, Białystok, Radomsko, Zgorzelec, Zielona Góra i prawie zawsze Warszawa, choć jak się okaże nie jest to dobre miasto do prezentacji. Bowiem publiczność jest, ale nie ma adekwatnej sali widowiskowej. Faktycznie cała Polska zalana jest owymi pokazami, które w większości w opisie nie różnią się między sobą, a dzieli je niesłychanie wiele. Wykonanie, organizacja pracy oraz zaplecze infrastrukturalne. 

Niespodziewany początek

Nikt nigdy nie katalogował owych zespołów komercyjnych, ich prezentacji w naszym kraju, a przecież to część naszego życia artystycznego. Strasznie żałuję, że za kilka lat nikt nie będzie pamiętał o tych prezentacjach, a przecież wielu zobaczyło balet pierwszy raz dzięki właśnie owym wydarzeniom. Fenomen i zjawisko. Zastanawiałem się długo, kto i kiedy zapoczątkował ową formułę aktywności – docierania do każdego możliwego zakątku, najmniejszej miejscowości ze sztuką tańca. Jeden z moich rozmówców – Wiktor Krakowiak-Chu, podpowiada aby zainteresować się International Festival Ballet. Nie mam pewności czy to akurat ten zespół był „pierwszy”, ale na pewno to co prezentuje obecnie, a faktycznie od dłuższego czasu, jest imponujące. 

International Festival Ballet powstał w roku 2009 z inspiracji trzech indywidualności: producentki z Monachium, primabaleriny z St. Petersburga oraz technika z Łotwy. Marzeniem było zbudowanie zespołu na najwyższym poziomie zdolnym do prezentowania wysokiej jakości widowiska baletowego. Krok po kroku udało się osiągnąć sukces. Z założycieli pozostała tylko Irena Veres związana z niemiecką firmą organizującą wydarzenia artystyczne – Ovation Events GmbH. Jest ona głównym i jedynym promotorem kompanii, która w roku odbywa tournee od 1,5 do 8 miesięcy. W ostatnich szesnastu latach odwiedzili czterdzieści państw. Co istotne początkowo nazwa kompanii brzmiała – St. Petersburg Festival Ballet, a tancerze rekrutowali się głównie z Rosji i Ukrainy, reprezentując najlepsze wzorce szkoły radzieckiej. A wszystko odmieniło się 24 lutego 2022 roku – daty, która stała się znamienna nie tylko dla dziejów Europy, ale również owej grupy. Tego dnia zespół prezentował Śpiącą królewnę do muzyki Czajkowskiego we francuskim Lyonie. Na widowni znajdowało się dwa tysiące osób. Po zakończeniu spektaklu, drżącym głosem został odczytany apel potępiający inwazję rosyjską w Ukrainie. Zabrzmiał hymn Ukrainy, we wtórze głosu zespołu, który w napięciu, z dłońmi na piersi głęboko odczuwa bieżące zdarzenia. Otrzymałem link do rejestracji owego wydarzenia na YouTube. Jest to obraz przejmujący, wstrząsający i głęboko dotykający. Kompania w nazwie z rosyjskim miastem, która posiadała w składzie głównie tancerzy rekrutujących się z państw będących nagle wrogami, musiała podjąć decyzję – co dalej? To nie tylko ludzkie dramaty, ale także instytucjonalne rozstrzygnięcia. Obecna dyrektorka artystyczna – Elena Antsupova, choć na stronie widnieje wciąż nazwisko Alexeia Bogutskiego, zauważa: „pojawili się dziennikarze, stacje telewizyjne, wywiady każdego dnia. Pod koniec kwietnia tournee zakończyło się. Z czterdziestopięcioosobowego zespołu tancerzy trzydziestka zdecydowała się zostać w Europie jako uchodźcy, w tej grupie było prawie równo po połowie Ukraińców i Rosjan. Członkowie orkiestry pochodzili z Węgier, więc dla nich nie było problemu powrotu do ojczystego kraju. Nasz producent Ovation Events – pomógł wszystkim z załatwieniem odpowiednich dokumentów. Wówczas została podjęta natychmiastowa decyzja o zmianie nazwy na International Festival Ballet”. Ten spontaniczny proces redefinicji wart jest uwagi, gdyż ukazuje polityczną konotację, ale także swoiste wyzwolenie z definiowania zespołu przez pryzmat rosyjskiej metropolii. To powszechne unifikowanie się z „rosyjskością”, a nawet szerzej dawnym światem „radzieckości” miało swoje uzasadnienie. Zespoły komercyjne, wywodzące się ze wschodu, bazowały na dawnej baletowej szkole radzieckiej będącej synonimem wysokiej jakości klasyki i stylistyki tańca. To jasny chwyt marketingowy, który odnosił sukces przez lata, ale w sytuacji wojny należało jasno określić się i symbolicznie wyzwolić, aby nie być utożsamianym z moskiewską agresją. Zespół, który tego nie uczynił został wyeliminowany z europejskiego obrotu artystycznego. Pierwszoplanową rolę poczęły odgrywać prywatne formacje z nazwą „Ukraina”, a także te co przybrały neutralne określenia. Dla rynku amerykańskiego szczególną jakość ma to co w nazwie posiada „Europa” – proste ujęcia, ale jakże skuteczne. International Festival Ballet nadal posiłkuje się tradycją wschodnią, co ukazuje na swojej stronie. Wskazuje, że czterdziestu pięciu tancerzy to głównie absolwenci renomowanych szkół: petersburskiej Akademii Baletu Rosyjskiego im. Agrippiny Waganowej, moskiewskiej Państwowej Akademii Choreografii, kijowskiej Ukraińskiej Akademii Baletu – Międzynarodowego Centrum Rozwoju Sztuki Choreograficznej oraz charkowskiego college’u choreografii. Dziś nie do końca jest to prawdą. Bowiem formacja ewoluuje, zmienia się, tym samym nie tylko nazwa uległa weryfikacji, ale również struktura narodowościowa grupy. Rekrutacja odbywa się przez social media, ale około trzech czwartych tancerzy powraca do zespołu w kolejnych sezonach. Próby odbywają się przez dwa miesiące w Kiszyniowie, a w ostatnim tygodniu przed prezentacjami w Rydze. 

Odmienność International Festival Ballet polega na rozmachu organizacyjnym. Dla przewozu całego ekwipunku wykorzystuje się dwa tiry. Zaplecze techniczne to blisko kilkadziesiąt osób, a przestrzenie wykonywania przedstawień to głównie hale widowiskowe i sportowe. W tych miejscach buduje się całe zaplecze, scenę, kulisy. Dodatkowo, co zauważa Wiktor Krakowiak-Chu, polski tancerz, dziś związany z Królewskim Baletem Klasycznym, który również brał udział w objeździe ze wspomnianą grupą: „mają taki rozmach, że wożą ze sobą dwóch kucharzy. Gdy dojeżdżaliśmy do miejsca prezentacji, oni jechali do sklepu po produkty, a następnie przygotowywali dla nas, każdego dnia, dwa posiłki. To wszystko dla blisko 130 osób: tancerze, orkiestra, technika”. To również, co faktycznie zdarza się okazjonalnie, udział w każdym spektaklu orkiestry. Podkład muzyczny, w kolejnym sezonie, będzie wykonywała orkiestra Teatru Opery i Baletu im. Marii Biesu w Kiszyniowie pod kierunkiem łotewskiego dyrygenta Normundsa Vaicis. Zaczynam się zastanawiać w jaki sposób przez kilka miesięcy funkcjonuje teatr w Mołdawii, który oddaje w tym czasie przestrzeń do prób, a także w przedstawieniach bierze udział orkiestra. Zagadka, którą będzie warto również rozwiązać. Przyszły europejski sezon, między listopadem a styczniem, jest już zaplanowany. To objazd po dwunastu państwach europejskich, łącznie pięćdziesiąt dziewięć spektakli: Dziadek do orzechówJezioro łabędzie oraz Śpiąca królewna. Wszystkie odbywają się w olbrzymich przestrzeniach, które mogą pomieścić jednorazowo kilka tysięcy osób. Najbliżej Polski spektakl odbędzie się w Wilnie w listopadzie oraz we Frankfurcie nad Odrą w grudniu. Antsupova, na pytanie o reakcje publiczności, odpowiada: „jest ona wspaniała w każdym kraju, od miasta do miasta. My kochamy ich, a oni nas. Dzielimy się z nimi powszechną miłością – muzyki i baletu”. Jak widać, jeden z liderów komercyjnej sceny baletowej, radzi sobie świetnie. Przeszedł ewolucję od „rosyjskości” do „międzynarodowości”, a muzyka Czajkowskiego jest naturalnym elementem pokazów i nie jest polem dyskusji o zasadności jej prezentowania. Choć w innych przypadkach, szczególnie grup wywodzących się z Ukrainy, staje się elementem polemiki. 

Stawiam na gwiazdy baletu

Jedną z najważniejszych postaci tegoż swoistego biznesu baletowego jest Andrey Sharaev, który na owym rynku funkcjonuje już od blisko dwudziestu lat. Ten pochodzący z Mołdawii artysta, urodzony jeszcze w czasach Związku Radzieckiego, ukończył w Kiszyniowie narodową szkołę choreograficzną, aby następnie wstąpić w szeregi zespołu baletowego dzisiejszego Teatru Narodowego Opery i Baletu im. Marii Biesu. Tu przechodząc przez kolejne szczeble awansu, świetnym czasie rozwoju zawodowego, ale pisanego kryzysem zmiany systemowej, postanowił poszukać szczęścia w Stanach Zjednoczonych. Przez dwa lata (2005-2007) angażował się w prywatne przedsięwzięcia, aby ostatecznie z przyjacielem podjąć decyzję o założeniu własnej firmy. Miał to być podmiot organizujący różnego rodzaju koncerty, festiwale czy też gale. Po powrocie do Europy i krótkim epizodzie pracy w Moravskie Divadlo w Ołomuńcu, projekt się sformalizował pierwszą grupą Royal Czech Festival Ballet, która przybrała później nazwę Royal Czech Ballet. Zastanawiam się dlaczego nie Mołdawski Balet Królewski, przecież to większa tradycja samodzielnej monarchii. Sharaev zauważa: „Próbowałem znaleźć odpowiednią nazwę dla rozwoju własnego biznesu. Dobrym i chwytliwym emblematem jest na przykład Russia Ballet, gdyż to sugeruje wysoką jakość poprzez tamtejsze szkolnictwo baletowe. To również marka francuska czy włoska. To była loteria, która odniosła skutek”. Był rok 2008. Początki okazały się trudne, ale dzięki wytrwałości udało się. Pieniądze zarobione dzięki organizacji wydarzeń rozrywkowych inwestowano w rozwój zespołu baletowego oraz kolejne już planowane produkcje: konstrukcję dekoracji czy też przygotowywanie kostiumów. Dzięki temu udało się zbudować międzynarodowy zespół, który stale podróżuje po Europie i całym świecie, łącznie z Australią i Nową Zelandią.

Od blisko roku formacja przybrała inną nazwę. Obecnie funkcjonuje jako European Classical Ballet, choć na facebooku można ich odnaleźć jako Europe Classical Ballet, natomiast w Hiszpanii – Ballet Clasico Internatcional. Trochę to zawiłe i skomplikowane. Jednak twórca zespołu wyjaśnia: „Na całym świecie występujemy jako European Classical Ballet, tylko w Hiszpanii mamy odmienną nazwę. Jest to spowodowane decyzją lokalnego promotora: Tatiana Solovieva Producciones, która stoi na stanowisku przyzwyczajenia się tamtejszych widzów do rdzennie brzmiącego tytułu”. I nie ma żadnego ukrywania, bowiem media społecznościowe uwzględniają obie formy nazwy kompanii. W każdym z państw zespół posiada własnego agenta, który zajmuje się kwestiami logistycznymi – sprzedażą biletów, wynajmem przestrzeni oraz promocją wydarzenia. W Polsce jest to warszawska firma „Owacja”. Według Sharaeva to usprawnia funkcjonowanie, gdyż łatwiej zająć się wówczas tylko kwestiami artystycznymi. Jak widać każdy zespół to własny model pracy i jej wewnętrznej organizacji. W repertuarze znajduje się obecnie pięć klasycznych i ikonicznych baletów: Jezioro łabędzie, Dziadek do orzechów, Śpiąca królewna, Giselle i Don Kichot. Choć z tej talii największym powodzeniem cieszy się dzieło Piotra Czajkowskiego o miłości księcia do zaklętej dziewczyny w ptaka. Dziś zespół liczy około trzydziestu osób, które zatrudniane są do produkcji każdego nowego sezonu zaczynającego się w październiku, a kończącego w maju. Początkuje je cykl dwutygodniowych prób, które odbywają się w Pradze. Są to tancerze z Włoch, Hiszpanii, Niemiec, Czech, Rumunii, Ukrainy, Bułgarii czy Mołdawii. Ciekawi mnie jak często lider zatrudnia artystów ze swojej ojczyzny? Odpowiada: „Czasami. To nie jest proste. Dla Unii Europejskiej Mołdawia to kraj trzeci. Każdy potrzebuje specjalnej wizy, która uprawnia do wykonywania pracy”. Ale mimo tychże ograniczeń jednymi z wiodących solistów jest małżeństwo, na co dzień związane z zespołem baletowym opery w Kiszyniowie. To Nicolai i Tatiana Nazarchevici. Pytam ich o doświadczenie pracy w obecnym European Classical Ballet: „współpracujemy z Andrey’em Sharaev’em od dziesięciu lat. To właśnie tu po raz pierwszy zatańczyliśmy główne partie. Nasz rozwój twórczy wiąże się z tym miejscem. Praca jest łatwa i odbywa się w przyjaznej atmosferze”. A porównując ową aktywność z zaangażowaniem w publicznym teatrze stwierdzają: „W tradycyjnym teatrze mamy bardzo dużo czasu na przygotowanie spektaklu, ale w trasie zdobywamy większe doświadczenie dzięki  niebagatelnej liczbie występów. W teatrze mamy salę prób i spędzamy na scenie niewiele godzin, ale w trasie cała nasza praca odbywa się właśnie na niej”. I to jest każdorazowo potwierdzana teza odmienności funkcjonowania.

Owe wspomniane małżeństwo jest przykładem specyfiki owego zespołu. Sharaev buduje renomę grupy i rangę przedstawienia poprzez zaangażowanie gwiazd baletu, które są swoistą twarzą każdorazowego wieczoru. Tak dziś jest w przypadku pary Nazarchevici, którzy są oklaskiwani przez publiczność w różnych krajach naszego kontynentu. Wśród innych ikon tańca z European Classical Ballet współpracują obecnie lub kooperowali wcześniej, między innymi: ukraińska tancerka, dziś związana z baletem Opery Budapeszteńskiej – Anna Muromtseva, ponownie z Mołdawii – Cristina Terentiev, pochodzący z Rosji, dziś również solista teatru operowego stolicy Węgier – Boris Zhurilov, oraz ukraiński artysta – Evgeniy Svetlitsa. Jednak najważniejszą marką reklamową, która ma również wziąć udział w warszawskim spektaklu Jeziora łabędziego w listopadzie bieżącego roku, jest Iana Salenko. Urodzona w Kijowie, naukę tańca pobierała w Doniecku, aby dziś być jedną z najciekawszych tancerek swojego pokolenia, która święci triumfy na całym świecie będąc równocześnie stałą gościnną, główną solistką Staatsballett Berlin. Ten zabieg jest niezwykle ciekawy, odróżniający pomysł zespołu Sharaeva od innych kompanii. Postawienie na gwiazdy, wyróżniające się postaci baletu, buduje klimat niesamowitego wieczoru, co publiczność kupuje i na co oczekuje.

W nadchodzącym sezonie zespół wystąpi ponad sto razy. Tym razem to tournée europejskie: Rumunia-Włochy-Polska-Czechy-Cypr-Niemcy-Szwajcaria-Francja-ponownie Włochy i Rumunia i na koniec Grecja. Brzmi to jak trasa pociągu przez cały kontynent. W naszym kraju będzie to pięć spektakli Jeziora łabędziego – wspomniany w stolicy oraz w Zgorzelcu, Rybniku, Zielonej Górze i Katowicach. Jak owe pokazy odbiera publiczność? Nicolai Nazarchevici mówi: „W każdym kraju publiczność jest inna, w zależności od tradycji baletowej i charakteru ludzi. Niektórzy cierpliwie czekają na koniec występu, by nagrodzić tancerzy brawami, podczas gdy inni wybuchają brawami po każdym skoku czy obrocie. Zawsze jednak staramy się, by publiczność była zadowolona i wykonujemy naszą pracę jak najlepiej”. Wspomina o tym również Anna Muromtseva, która w minionym sezonie pierwszy raz dołączyła do kompanii jako gościnna solistka podczas czterech występów w Grecji. Niezwykle ciekawym jest dla niej owa nieustanna podróż i co chwilę odmienne lokalizacje występów. A bezcennym i niezmiennym: „reakcja publiczności, która jest wdzięczna i żywiołowa. Otrzymałam mnóstwo ciepłych wiadomości na instagramie. Wierzę, że tu powrócę” – konkluduje tancerka.

 I na koniec, pytanie które zawsze nurtuje. Czy można na tym zarobić? Sharaev, który jest w tym biznesie od dwudziestu lat, nie ma złudzeń: „Jest coraz trudniej. Wiele osób w Europie nie ma pieniędzy aby zakupić bilety na przedstawienie. Również poszczególne państwa łożą mniej na kulturę, gdyż dziś priorytetem jest bezpieczeństwo. Jako prywatna firma możemy polegać tylko na widowni. Mamy coraz większą konkurencję, która również psuje rynek i nie ułatwia naszej aktywności”. Pesymizm przeplatany z rzeczywistością. Choć jak na razie rozwój tego typu kompanii jest znaczący co może świadczyć tylko o szansach zarobkowania, a nie ryzyku bankructwa. European Classical Ballet wyróżnia tradycja, a także taneczny romans z gwiazdami. Niezwykle ciekawe połączenie, ale czy okraszone sukcesem? Można przekonać się odwiedzając spektakle podczas krótkiego objazdu po Polsce.

Kijów – miasto wielu baletowych twarzy

Chyba każdy choć raz był w kasynie i spróbował szczęścia w grze w ruletkę. To porównanie nie jest przypadkowe. Stolica Ukrainy to w nazwach komercyjnych zespołów baletowych swoista „perła w koronie”. Jest ona wykorzystywana przez wiele zespołów, a ich zbliżone brzmienie nie ułatwia, a utrudnia dojście do sedna kto jest kim w tym tanecznym biznesie. Do wyboru mamy: Kyiv Classic Ballet, którego szefem artystycznym jest Tatiana Goliakowa, Ballet de Kiev czy Kyiv City Ballet prowadzony przez Iwana Kozlova. To już naprawdę sporo. Zaglądam do wspomnianego już portalu dystrybuującego bilety na pokazy baletowe w naszym kraju. I tam również pojawia się kolejny zespół z Kijowa. Nazwa nie odpowiada żadnej kompanii, którą można odnaleźć w domenie publicznej – Kiev Ballet. Na szczęście jest imię i nazwisko szefa zespołu – Alexander Stoyanov [Oleksandr Stoianov]. To usprawnia poszukiwania. Oryginalnie zespół nazywa się: Grand Kyiv Ballet. Powstał on w 2014 roku z inicjatywy wspomnianego artysty i rozpoczął aktywność od dużego objazdu po Francji obejmującego trzydzieści pięć teatrów. Do dziś trwa owa przygoda baletowa, w której pierwszoplanową rolę odgrywają gwiazdy: Stoianova oraz Kateryny Kukhar. Rozmawiam z dyrektorem artystycznym i pytam o ową dwuznaczność nazwy. Uważa, że to „decyzja polskiego agenta [jest to Filip Premium spółka z o.o.]. My cały czas pracujemy nad spójnym i poprawnym brandingiem naszego zespołu za granicą”. W naszym kraju będą to występy, w grudniu 2025 roku, obejmujące jedenaście miast. W repertuarze, o dziwo, nie ma utworów Czajkowskiego, ale dwa dość nieoczywiste balety. Carmen do muzyki Rodiona Szczedrina i Georgesa Bizeta oraz kompozycja Maurice’a Ravela Bolero w układach kolejno: kubańskiego twórcy Alberto Alonso oraz ukraińskiego choreografa Analoly’a Shekera. To duże ryzyko wprowadzenia owego repertuaru na polski rynek, ciekawe z jakim zainteresowaniem spotka się on wśród naszej publiczności. Oferta programowa Grand Kyiv Ballet jest różnorodna i przebogata. Od nieśmiertelnych klasycznych baletów po dziedzictwo baletowe Ukrainy – Pieśń lasu na podstawie utworu literackiego Łesi Ukrainki do muzyki Mykhailo Skorulskiego, czy Dzieci nocy i Królowa Śniegu w choreografii Oleksandra Abdukarimova oraz Królewna śnieżka i siedmiu krasnoludków do muzyki naszego kompozytora Bogdana Pawłowskiego. Z podmiotem od czterech lat współpracuje ukraiński artysta baletu Vladyslav Dobshynskyi, który wyróżnia: „ten zespół jest dla mnie naprawdę wyjątkowy. Występuję tu nie tylko jako tancerz, ale także rozwijam się jako choreograf i korepetytor. Mam możliwość kształtowania pomysłów, prowadzenia prób, wspierania innych tancerzy i próbowania nowych rzeczy. To daje mi prawdziwe poczucie ewolucji artystycznej”.

Zespół funkcjonuje w dość niekonwencjonalny sposób. Pod jednym szyldem, w tym samym czasie, wykonywanych jest kilka spektakli w różnych częściach świata. Na przykład: gdy będą pokazy w Polsce, również Grand Kyiv Ballet można będzie zobaczyć w Stanach Zjednoczonych, Norwegii i Danii. Stoianov wyjaśnia: „mamy kilka zespołów artystycznych działających w różnych krajach. Wraz z rozwojem naszej artystycznej misji, rozwinęliśmy także bazy logistyczne zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych. To pozwala nam docierać do szerszej publiczności jednocześnie, zachowując także wysoką jakość naszych produkcji”. Należy dodać, że próby i przygotowania odbywają się na obu kontynentach. Zespół w chwili obecnej to taneczna różnorodność narodowości, faktycznie artyści rekrutują się z każdego zakątku globu. Według właściciela kompanii owa jakościowa rozmaitość pozwala zachować „kulturę ukraińską poprzez balet klasyczny. To tworzy unikalną międzynarodową mieszankę, która jednocześnie pozostaje zakorzeniona w ukraińskiej tradycji i wartościach”. Dochodzimy do pytania, które faktycznie przewija się w każdej rozmowie o wykorzystywanie muzyki rosyjskiej w kontekście obecnej wojny. Stoianov uważa, że kompozycje Czajkowskiego są uniwersalne, gdyż nie jest on własnością Rosji, ale należy do światowego dziedzictwa kulturowego. Tym samym Ukraina nie powinna go wypierać, ale uznać i zaakceptować. Konkluduje: „ktoś w naszym Ministerstwie Kultury popełnił kiedyś błąd, symbolicznie «podarowując» Czajkowskiego Rosji – posunięcie, z którym osobiście się nie zgadzam”. Jak widać, że w tej materii nie ma jednomyślności. To swoista walka o spuściznę, tradycję, polityczną rozgrywkę, o której będzie jeszcze mowa.

Zespół z Kijowa wygląda jak świetnie skonstruowana maszyna wykonująca baletowe spektakle. To również biznes, który przynosi zyski. Czy rzeczywiście duże? Ciekawie ujmuje to szef zespołu: „Połączenie sztuki z biznesem jest niezwykle trudne. Naszym głównym celem zawsze była sztuka i misja kulturalna, a nie zysk. Ostatnie trzy lata były szczególnie trudne – choć nasza działalność i zasięg stale rosną, wciąż borykamy się z trudnościami finansowymi. Historycznie rzecz biorąc, sztuka była wspierana przez rządy i filantropów, a dziś staramy się przetrwać, pozostając wiernymi naszej artystycznej wizji”. Proste a trafne. Choć wydaje się, że gdyby owa aktywność nie była opłacalna nikt by jej nie kontynuował.

Gra w królewskie słowo

Jeden z moich rozmówców powiedział mi, że ten biznes opiera się na kilku osobach, które są niezwykle długo zaangażowane w ową formę baletowych komercyjnych prezentacji. I rzeczywiście coś jest na rzeczy w przypadku kolejnego bohatera. Bowiem to nazwisko zna każdy, kto choć raz zetknął się z tego typu podmiotami. To Anatoliy Kazatskiy. Ten urodzony w 1974 roku artysta całe swoje życie związał z baletem. Rozpoczął edukację w rodzinnym Charkowie, aby kontynuować ją w rosyjskim Woroneżu. Tylko należy pamiętać, że było to w roku 1986, jeszcze czasach Związku Radzieckiego. Następnie, od 1992 roku, został solistą zespołu baletowego w Charkowie. Osiągną szczyty w ukraińskim systemie nauczania, a także kreował główne role w baletach klasycznych i w repertuarze współczesnym. Ów osiadły tryb nie wystarczał. Postanowił, wykorzystując własne doświadczenie i talent, stworzyć prywatny zespół baletowy, który przybrał miano Royal Russian Ballet. Nazwa nie była przypadkowa. Tak tłumaczy to Kazatskiy: „zależało nam na dobrej promocji. Jednak kluczowym było moje wykształcenie – dobrej, klasycznej szkoły rosyjskiej. W dawnych czasach nie było ważne czy uczysz się w Moskwie, Kijowie czy w Woroneżu. Wszyscy wykorzystywali metodę Agrippiny Vaganowej, szkołę baletowej sztuki na najwyższym poziomie, która imponuje na całym świecie. Zatem nie był ważny sam brand, ale co się pod nim kryje. Zawsze dążyliśmy do najwyższej jakości prezentacji”. W dniu pełnoskalowej agresji Rosji w Ukrainie zespół przebywał na występach w Hiszpanii. „W tym momencie postanowiłem zweryfikować nazwę grupy. Zamieniłem jedno słowo «Russian» na «Ukrainian». Nasi partnerzy nas znają i w pełni to zaakceptowali. Było to dla nas bardzo ważne, gdyż prawie wszyscy w zespole byliśmy Ukraińcami” – stwierdza szef grupy. Ciekawa, niezwykle sugestywna jest nota charakteryzująca zespół na ichniejszej stronie internetowej. Należy ją zacytować w całości: „Balet zawsze był poza polityką. Jednak od 24 lutego 2022 roku przerażające, masowe zbrodnie rosyjskich agresorów w Ukrainie, które wciąż mają miejsce, zagrażają demokracji, integralności granic i pokojowi nie tylko w naszym państwie, ale we wszystkich krajach na świecie. Dlatego dziś kategorycznie i zdecydowanie wspieramy naszą ojczyznę. Wszyscy nasi artyści są patriotami Ukrainy. Jesteśmy za pokojem w naszym kraju i na całym świecie. Dlatego w pierwszych dniach wojny podkreślaliśmy po pierwsze naszą przynależność do ojczystej Ukrainy, a po drugie do tradycji i historii baletu klasycznego. Planujemy regularnie organizować nasze wydarzenia – koncerty i spektakle w różnych krajach na całym świecie, wspierając Ukrainę i nasze siły zbrojne. Jesteśmy pełni wiary i nadziei na zwycięstwo dobra nad złem, zwycięstwo rozumu nad maniakalnym terrorem Rosji w Ukrainie. Ta wiara daje nam niesamowitą inspirację i siłę do działania bronią, którą posiadamy – bronią dobra, piękna i harmonii. Niech na całym świecie zapanuje pokój!”. To niczym apel, swoista deklaracja polityczna, wyznanie tożsamościowe wobec ojczyzny.

Jednak owa ideowość szybko rozbiła się o realia codzienności. Solidaryzm wewnętrzny, jednolitość narodowościowa została rozmyta przyziemnością. Artyści zaangażowani w projekt, w większości pochodzenia ukraińskiego, nie mogli pracować tylko w określonym czasie, ale musieli przez cały rok. Rozpierzchli się po różnych krańcach świata, gdzie wykonują wielokrotnie pracę daleką od zawodu tancerza. Dla Kazatskiy’ego stało się wyzwaniem skompletowanie nowej formacji, która liczy ponad trzydzieści osób, choć czasem w wyjazdach azjatyckich, za sprawą oczekiwań lokalnych promotorów, jest to nawet czterdziestu pięciu uczestników. Tym razem postanowił, że nie będą to tancerze z krajów postradzieckich. Są to artyści głównie z Europy czy Ameryki. Stwierdza, co mnie dość mocno zaskoczyło: „są oni bardziej odpowiedzialni, ciężko pracujący. Za mniejsze pieniądze lepiej angażują się w pracę, co przynosi lepsze efekty artystyczne”. I trzeci raz stało się konieczne dokonanie zmiany nazwy. Po konsultacji z polskim promotorem – agencją artystyczną „Pro Musica”, zdecydowano, że najbliższe tournée po naszym kraju, obejmujące pięć miast z Jeziorem łabędzim, odbędzie się pod marką Royal International Ballet. Do trzech razy sztuka ze słowem „Królewski”, którego pozostawienie ma oznaczać wysoką jakość wykonania.

Przed agresją rosyjską przygotowania do trasy odbywały się w Charkowie, w studio blisko domu Kazatskiy’ego. Obecnie próby do kolejnego objazdu odbędą się w naszym kraju, w hotelu niedaleko Rzeszowa. Trwają one zaledwie tydzień – co może być wyzwaniem, ale podobno w pełni wystarcza do zsynchronizowania zespołu i gotowości do pokazów. Trasa sezonu 2025/26 obejmuje Polskę, czterdzieści pięć dni w Meksyku, Niemcy i Niderlandy. I wieńcząc ów wątek organizacyjny, twórca formacji stwierdza: „kiedyś to był bardzo dobry biznes, gdyż wszystko nas mniej kosztowało. Dziś za każde działanie musimy dodatkowo płacić. Oczywiście wynagradzamy tancerzy, gwarantujemy im aprowizację i noclegi, ale dla zespołu nic nie zostaje. Jest coraz trudniej funkcjonować”.

Niezwykle ważnym wydaje się jak połączyć owe patriotyczne zaangażowanie z wykonywaniem muzyki Czajkowskiego, którego twórczość jest piętnowana, przez władzę w Kijowie i uznawana za wyraz imperializmu rosyjskiego, szczególnie w baletowej formie. Kazatskiy zauważa: „dziadek kompozytora był z pochodzenia Ukraińcem. To jest fakt i nie możemy tego w żaden sposób zanegować. Czajkowski część swojego życia żył w Połtawie, mieście ukraińskim, a fragment w St. Petersburgu i Moskwie. A wszystkie te tereny wchodziły w skład cesarstwa rosyjskiego. Nie możemy o tym zapominać, że wówczas nie było podziału na odrębne państwa. To genialna muzyka, która buduje idealne widowiska baletowe. Nie da się jej usunąć z naszych przedstawień, są częścią światowej, uniwersalnej kultury tańca. Aby nie stać w opozycji do działań naszego ministerstwa kultury nasz zespół zmienił charakter i skład osobowy. Chcemy jak najlepiej pracować, aby wykonywać klasykę baletową”.

Royal International Ballet to swoista gra w ewolucję nazwy, która toczy się przez blisko dwadzieścia lat. Jasna deklaracja polityczna po roku 2022 i wymuszona zmiana okolicznościami w bieżącym czasie. Jednak zespół trwa, występuje i jasno argumentuje dlaczego wykonuje klasykę baletową do muzyki rosyjskich kompozytorów.

Mistrzowie innowacyjności

Dużą zagadką było poszukiwanie kolejnego zespołu: Ukrainian Classical Ballet. I to nie dlatego, że w jakiś szczególny sposób grupa się ukrywa, ale posiada konkurenta o bardzo zbliżonej nazwie, choć nieobecnego w przestrzeni naszego kraju. To Etoile. Classical Ukrainian Ballet. Łatwo o pomyłkę, a różnica jest znaczna. Ten ostatni zespół prowadzą Iryna i Anatolii Khandazhevskyi i trudno o dostępność pełnej informacji na temat bieżącej aktywności. Nawet odnośnik na stronie internetowej do portalu społecznościowego przekierowuje odbiorcę do prywatnego konta artystki. Zastanawiające i tajemnicze.

Jednak tym zespołem, który regularnie odbywa tournée po naszym kraju jest Ukrainian Classical Ballet. W nadchodzącym sezonie będzie to osiem pokazów Dziadka do orzechów oraz jedenaście prezentacji Jeziora łabędziego. To co wyróżnia instytucję to odmienna forma komunikacji z potencjalnym widzem. Nie ma jednej, konkretnej strony internetowej poświęconej grupie, ale są dedykowane platformy dla poszczególnych wydarzeń. To niezwykle proste komunikatory, żywe i atrakcyjne w barwach i kolorycie, z podkładem muzycznym, delikatnym zaznaczeniem historii działalności i z pełnym kalendarzem aktywności w nadchodzącym czasie z możliwością bezpośredniego zakupienia biletów. Najciekawszy jest licznik: 608 257 widzów, 819 przedstawień, 287 miast i 24 państwa. Dopełnienie to kilka recenzji i zdjęć ze spektaklu. Tyle. Ten treściwy sygnał od razu pobudza i urzeka. Naprawdę można poczuć się uwiedzionym tym prostym komunikatem. Nie inaczej jest z portalami społecznościowymi. Facebook formacji pełen jest krótkich filmów z przygotowań do spektakli, prób czy też montowania scenografii. Tego co widz nie zobaczy, a mając naturę podglądacza chciałby uświadczyć. Identycznie instagram posiada bogatą kolekcję zdjęć, materiałów z prób i wystawień przedstawień. To duża zmiana jakościowa wobec tego co oferują inne zespoły. Ukrainian Classical Ballet wyróżnia jasny, odmienny model komunikacyjny, strategia marketingowa i cel – sprzedanie wartościowego produktu artystycznego. Owe materiały świadczą o dużym nakładzie środków dla zbudowania marki konkretnych widowisk i całej tanecznej formacji.

Historia grupy nie jest długa. Sięga roku 2017, gdy w Kijowie stworzył ją Ivan Zhuravlov – młody i ambitny tancerz, do dziś szefujący przedsięwzięciu. Obecnie stałym miejscem pracy jest Kraków, a lider świetnie mówi po polsku. Zauważa, że jest olbrzymi popyt na wydarzenia zespołu. „W nadchodzącym czasie będą dwie trasy zespołu. Jedna północna, druga południowa. Dzięki temu rozwiązaniu możemy grać w ciągu jednego dnia nawet cztery spektakle. Na przykład równolegle w Warszawie i Zagrzebiu. Przy identycznej scenografii, układzie choreograficznym i oświetleniu. To są bliźniacze spektakle, bez żadnej różnicy” – wskazuje Zhuravlov. To była jedna z motywacji do zbudowania konceptu wskazanej strony internetowej, aby nikt nie miał wątpliwości, że występuje w danym miejscu właśnie Ukrainian Classical Ballet. Podobno wielokrotnie zdarzało się, że inne zespoły wykorzystując jedno słowo „ukraiński” podszywały się pod markę formacji tym samym oszukując widzów. Z jednej strony oryginalne zdjęcia ukazujące bajkowe dekoracje i kostiumy oraz liczne dodatkowe efekty – to na co czeka publiczność, a z drugiej widzowie nieoczekiwanie otrzymujący fałszywy, wybrakowany produkt. Poszukuję potwierdzenia owej tezy. I natrafiam na artykuł autorstwa Anny S. Dębowskiej, Komu przeszkadza «Dziadek do orzechów». Jedni odwołują, inni grają, choć rosyjski w „Gazecie Wyborczej” z 5 grudnia 2022. Dziennikarka zauważa: „I tu zagwozdka: na plakatach reklamowych w sieci i na stronach instytucji zapraszających Narodowy Balet Kijowski pojawia się logo Ukrainian Classical Ballet (…). Okazuje się, że to agencja koncertowa Brussa reklamuje UCB jako Narodowy Balet Kijowski”. O wspomnianym polskim promotorze będzie jeszcze mowa. Docieram do owego posteru na stronie biletyna.pl. Rzeczywiście widnieje na nim logo formacji Zhuravlova, ale manipulacja jest większa. Podpis na posterze wskazuje dużymi literami: „Ukraiński Balet Klasyczny z Kijowa”, ale treść zamieszczona nad nim mówi o Narodowym Balecie Kijowskim. Zaczynam szukać w internecie, portalach społecznościowych zarówno w języku angielskim i ukraińskim. Nie ma żadnej wzmianki o zespole posiadającym taką nazwę. Bardzo dziwna rzecz, a dla laika skojarzenie może być jedno, że mowa o prestiżowej kompanii tanecznej.

Wracając do głównego bohatera stale występującego w Polsce, zespół obecnie liczy aż osiemdziesiąt osób, ale należy pamiętać, że jest podzielony na dwie części, które prezentują widowiska równolegle. Ma on charakter międzynarodowy, choć może wydawać się to sprzeczne z nazwą. Ale jest i na to wytłumaczenie lidera: „cała organizacja, choreografia, scenografia oraz idea została stworzona przez nas – Ukraińców. Prezentujemy to co najlepsze i jesteśmy twarzą naszego kraju”. I tu na myśl przychodzą inne, publiczne zespoły które mają w nazwie określenie „narodowy” bądź umiejscowienie w tytule konkretnego państwa. Dla przykładu: Het Nationale Ballet, English National Ballet czy Polski Balet Narodowy. Przecież w nich również występują obcokrajowcy, bo przecież liczy się jakość wykonania, a nie pochodzenie tancerzy. Przed rozpoczęciem sezonu odbywa się audycja baletowa. Do jednego projektu, bowiem każda trasa to odmienne przedsięwzięcie, zgłasza się ponad czterystu tancerzy. W rzeczywistości z osiemdziesięciu miejsc jest do zaoferowania trzydzieści, gdyż część wykonawców kontynuuje pracę z poprzednich sezonów. Próby odbywają się w stolicy Małopolski i w ten sposób buduje się przygotowanie do wystawianego repertuaru.

Oferta Ukrainian Classical Ballet to piętnaście widowisk baletowych. Spoglądając na fotografie oraz krótkie filmiki zamieszczone na instagramie wyglądają one niezwykle okazale i wręcz zjawiskowo. Są dopracowane w każdym szczególe, ze świetnymi sesjami promocyjnymi. To nie tylko klasyki, ale również to czego nie posiadają inne zespoły objazdowe – nowe, premierowe produkcje. W programie można znaleźć: Wielkiego Gatsby do muzyki gruzińskiego kompozytora Konstantina Meladze oraz kijowskiej gwiazdy Jurija Shepety w choreografii Amerykanina Dwighta Rhodena, współzałożyciela i współprowadzącego dyrektora artystycznego Complexions Contemporary Ballet; dwie prace w układzie Edwarda Cluga Radio & Juliet i Quatro prezentowane w jednym wieczorze, a także znane i popularne: Giselle, Jezioro łabędzie i Dziadek do orzechów. Ten ostatni w układzie wybitnego, już nieżyjącego, ukraińskiego choreografa Valerego Petrovicha Kovtuna. To co interesujące każdego sezonu zespół dokonuje redakcji choreograficznej. Szef zespołu mówi: „nigdy nie prezentujemy identycznego układu każdego roku. Dodajemy dodatkowe efekty, aby widowisko korespondowało z otaczającą rzeczywistością. Było atrakcyjne i nowatorskie”. Tym samym dochodzimy do wątku, który wzbudza najwięcej kontrowersji – czy zespoły ukraińskie, w obecnej chwili, powinny występować do muzyki Piotra Czajkowskiego? Zhuravlov mówi wprost: „wszystko możemy zanegować i wyeliminować. Czy muzyka Fryderyka Chopina jest tylko polska czy światowa? A obraz Mona Lisa Leonardo da Vinci jest w obiegu globalnym czy przynależy do jednej narodowości? Idąc dalej powinniśmy zanegować tablicę Mendelejewa. Dla mnie muzyka Piotra Czajkowskiego jest uniwersalna. Stanowi ona podkład dla naszych spektakli, które przygotowuje przecież ekipa ukraińska. Nie jest ona głównym elementem naszych reklam, to co jest najbardziej znaczące to taniec, który reprezentuje kulturę naszego kraju”. Argumentacja jest jak najbardziej słuszna, gdy doda się do tego bardzo wysoki poziom przygotowania widowisk.

To co odróżnia Ukrainian Classical Ballet, od innych grup komercyjnych, to brak dedykowanych, lokalnych agencji przygotowujących objazd. Wszystkim zajmuje się właściciel inicjatywy poprzez Olga Tymoshiva EVENT AGENCY. Na jego głowie jest organizacja promocji, zabezpieczenie miejsc dla występów, hoteli, aprowizacji – to wszystko gwarantowane jest tancerzom. Stwierdza: „mamy bardzo duże doświadczenie w działalności i nie do końca byliśmy zadowoleni ze współpracy z promotorami. Wiedziałem, że dużo lepiej i prościej możemy załatwić wiele spraw. Łatwiej jest ogarnąć coś samemu i w taki sposób jaki się chce najlepiej”. Trasy występów są rozbudowane i rozległe. Spójrzmy na tournée Wielkiego Gatsby,  na przełomie października i listopada 2025. To szlak, który prowadzi od berlińskiego Admiralspalast przez Strasbourg, Duisburg, Zurich, Karlsruhe, Frankfurt nad Menem, paryski Folies Bergere do Rotterdamu. Wygląda ciekawie i okazale. W gąszczu miejsc, gdzie spektakle prezentuje zespół, znaleziono również nowe na artystycznej mapie Warszawy. Miasto boryka się z przestrzenią dla tego typu pokazów i może mieć nowy adres dzięki pokazom ukraińskiej formacji. To Audytorium Muzeum Historii Polski. Swoiste przetarcie szlaku, gdzie również wystąpi opisywany na łamach bloga Davydiuk Dance Company z układem Van Gogh. Czas pokaże czy stanie się to istotne, gościnne centrum dla sztuki tańca w stolicy naszego kraju.

Można powiedzieć, że to zespół nieoczywistości i innowacyjności. Szczególnie widać to w płaszczyźnie komunikacji, budowaniu oprawy dla własnych widowisk, a także sprawnego marketingu, którego celem jest przyciągnięcie widzów w różnych kręgach Europy. To również odmienność prowadzenia impresariatu, gdzie jako jedyny przypadek, spoczywa on na barkach szefa kompanii. Oczarowuje zapał i pomysł, a trzeba pamiętać, że towar trzeba dobrze opakować aby go sprzedać. Tę formułę opanował niezwykle sprawnie i mądrze Ivan Zhuravlov – baletowy biznesmen z Ukrainian Classical Ballet.

Polska karta i ukraińskie działanie władz

Owe zaprezentowane grupy baletowe na swój sposób mają w sobie coś wspólnego. Na czele każdej z nich znajduje się silna postać, autorytet, który jasno określa cel organizacyjny i artystyczny przedsięwzięcia. Przypomina to dawne czasy Baletów Rosyjskich, którymi zawiadywał Sergiej Diagilew. Ten rosyjski impresario zrewolucjonizował myślenie publiczności o tym czym może być taniec i funkcjonował na podobnej zasadzie jak dzisiejsze komercyjne zespoły baletowe – podróżując z miasta do miasta z pokazem artystycznym. Owszem, posiadał magiczną moc kreacji nowych zjawisk, które stały się przełomowe w warstwie wykonawczej i plastycznej dla świata sztuki, której w dniu dzisiejszym brakuje analogicznym kompaniom. Ale nie można ukrywać, że one również starają się nie poprzestawać jedynie na utworach do muzyki Piotra Czajkowskiego, choć jego twórczość jest dominującym elementem repertuaru.

Kalejdoskop formacji prywatnych jest dużo szerszy niż tylko owych kilka powyższych przykładów. To również między innymi: International Classical Ballet z założycielką i szefową Valerią Fedosenko. Z tą kompanią współpracuje cytowany już Dobshynskyi i widzi pozytywy owego współdziałania: „Dało mi to inny rodzaj rozwoju i pomogło odkryć odmienną stronę życia w trasie. Wszystko było bardzo dobrze zorganizowane – od harmonogramu i logistyki, po scenę i występy. Wymagało szybkiej adaptacji i pełnego skupienia. To doświadczenie pomogło mi zbudować dyscyplinę, odporność psychiczną i siłę do występów”. Kolejne zespoły to:  Grand Classical Ballet, jakiś czas temu reklamowany w naszym kraju jako (sic!) balet klasyczny Dnieprowskiego Akademickiego Teatru Opery i Baletu czy Grand Classic Ballet, który w najbliższych miesiącach wystąpi w samych Niemczech w objeździe sto czterdzieści razy! W sezonie 2025/26, od grudnia do sierpnia, olbrzymie tournée planuje z Jeziorem łabędzim, Dziadkiem do orzechów, Śpiącą królewną i Kopciuszkiem po Niemczech, Słowacji, Czechach, Cyprze i Grecji Royal Classical Ballet. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie pewien przypadek. Analizując stronę internetową tejże kompanii, na jej frontowej karcie widnieje informacja: „Genaral director: Alexandru Nihtii”, ale już w zakładce „Administration” pojawia się odmienna osoba pełniąca tę samą funkcję – Liudmila Titova. Zaczynam szukać. Okazuje się, że to rosyjska tancerka i od 2016 roku dyrektor generalna Moscow State Ballet Theatre. Lustruję kolejną stronę internetową, teraz tejże instytucji. Jest ona wyglądem zbliżona do Royal Classical Ballet. Co więcej można odnaleźć, tych samych, w sporej w części, artystów, pedagogów i nie różniący się niczym repertuar z identycznymi posterami oraz fotografiami. Prosto wysnuć wniosek, że rosyjska formacja pod nowym szyldem występuje z klasycznym repertuarem w państwach Unii Europejskiej. To na swój sposób szokujące, niewyobrażalne i zastanawiające.

Paradoksów i niezrozumiałych sytuacji jest więcej. Warto przyjrzeć się kilku faktom z naszego, krajowego podwórka. Kilkukrotnie, u nas, prezentował się w objeździe zespół o nazwie Royal Lviv Ballet. W 2020 roku na łamach internetowych „Koszalińskiego Grafiku Kultury” można było przeczytać: „zespół złożony z solistów baletów rosyjskich (Maryjskiego i Bolshoi) oraz ukraińskich (Narodowego Lwowskiego i Narodowego Kijowskiego), kontynuujących tradycje słynnej rosyjskiej szkoły baletowej, która szturmem zdobywa sceny baletowe całego świata i prestiżowe międzynarodowe nagrody. Kierownictwo artystyczne zespołu sprawują Victor Szczerbakov – solista i choreograf Bolshoi Ballet, odznaczony tytułem Honorowego Artysty Rosji, oraz profesor Olek Petryk – solista Narodowego Lwowskiego Teatru Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej, Narodowy Artysta Ukrainy”. Niby wszystko pięknie wygląda, ale zaczynają się znaki zapytania. Szukam w internecie wspomnianej grupy. Nie ma żadnej strony internetowej. Witryna w powszechnie dostępnym portalu społecznościowym jest w języku polskim i tylko wskazuje konkretne mijająca prezentacji. Zatem szukam dalej. Kompania ponownie wystąpiła w roku 2022, tylko podczas grudniowych występów zmienił się znacząco opis wydarzenia. Na stronach „Dziennika Teatralnego” można odnaleźć zapowiedź z Teatru Rozrywki w Chorzowie. Treść jest zbliżona do poprzedniej zapowiedzi, ale Szczerbakov zmienił afiliację na ukraińską – tym razem stał się solistą i choreografem Kiev National Ballet i Honorowym Artystą Ukrainy. Ale to nie koniec. Sprawa powróciła na początku roku 2024, gdy Ambasada Ukrainy w Rzeczpospolitej Polskiej wydała Komunikat w sprawie rozpowszechniania w przestrzeni medialnej informacji o trasie koncertowej w Polsce Zespołu „Royal Lviv Ballet”. Placówka dyplomatyczna zwracała uwagę, że zespół nie jest reprezentantem żadnej ukraińskiej instytucji kultury i nie należy do instytucji zarządzanych przez Ministerstwo Kultury i Polityki Informacyjnej. Kilka dni przed ową informacją swoje stanowisko zaprezentowała Opera Lwowska. I tu pojawiają się najciekawsze fakty. Oleg Petrik nie pracował w tej instytucji od 2021 roku, a był profesorem Wydziału Reżyserii i Choreografii Lwowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Iwana Franki. Dodatkowo podkreślono: „artyści baletu Lwowskiej Opery Narodowej nie są członkami tego kolektywu i nie współpracują z nim dzisiaj”. Sprawą zainteresował się Dmytro Dymydiuk z portalu naszwybir.pl. Według jego relacji 7 stycznia 2024 roku pod siedzibą Radia Wrocław przed pokazem Jeziora łabędziego w wykonaniu Royal Lviv Ballet odbył się protest grupy ukraińskich aktywistów sprzeciwiających się występowi z rosyjskim repertuarem baletu pod ukraińskim szyldem – uznając to za rodzaj rosyjskiej propagandy kulturalnej. W konsekwencji owych zdarzeń zespół zmienił nazwę na Grand Royal Ballet. O tej formacji ponownie nie można znaleźć pogłębionych informacji. Wiadomości wysyłane pozostają bez odpowiedzi. Pytanie, które się nasunęło brzmiało – kto jest sprawcą owych zdarzeń? Organizatorem i producentem programów jest MMA (Morningstar Music Agency) prowadzona przez Lidię Targowską. Próba kontaktu z tą firmą również spełzła na niczym. W nadchodzącym czasie wspomniana kompania zaprezentuje kilka spektakli na terenie całego kraju. Będzie to siedmiokrotnie Jezioro łabędzie między innymi w Olsztynie, Szczytnie, Płońsku czy Raciborzu, a także Dziadek do orzechów w Krakowie. Opis jest niezwykle enigmatyczny: „zespół złożony z najlepszych solistów, zdobywających sceny baletowe całego świata i prestiżowe, międzynarodowe nagrody”. Tyle. Jak dla promocji kompanii o niezwykle pompatycznej nazwie to naprawdę niewiele.

Nie lepiej jest w przypadku kolejnej formacji International Grand Ballet, której w obecnym sezonie, ma to być debiut w naszym kraju. Tu również zaistniał brak możliwości kontaktu i szerokiej informacji w internecie. Profil na facebooku ogranicza się do prezentacji trasy występów, która będzie składała się z pięciu pokazów Jeziora łabędziego i dwunastu prezentacji Dziadka do orzechów choćby w Opocznie, Koszalinie, Gorlicach, Czerwionce-Leszczyny, Wrocławiu i Gdańsku. Opis w portalu sprzedaży biletów wskazuje dyrektora artystycznego zespołu. To Jakub Majewski, określony jako: „ceniony mecenas sztuki i kreator niezapomnianych przedstawień. Jego wyczucie piękna, perfekcjonizm i pasja przekładają się na spektakle, które pozostają w pamięci widzów na długo po opuszczeniu teatru”. Ten piękny opis nie przemawia do mnie, gdyż nie znam tej osoby jako twórcy jakiegokolwiek spektaklu baletowego.

Na koniec owego swoistego przeglądu, jeszcze jeden przypadek. Pomiędzy ósmym a dziewiętnastym grudnia bieżącego roku zaplanowano kolejne pokazy Dziadka do orzechów. Tym razem w siedmiu lokalizacjach od Piły, przez Konin i Białystok do Krakowa i Radomska. Nie ma żadnej informacji o tym jaki zespół będzie się prezentował i wykonywał przedstawienie. Wiadomym jest, że produkcja należy do Agencji Brussa. Kontaktuję się z tą firmą. Ku mojemu zaskoczeniu bardzo szybko otrzymuję informację zwrotną. Witold Rosiak, Business Partner, napisał: „Dziękujemy za kontakt i zainteresowanie naszym spektaklem Dziadek do orzechów. Aktualnie zbieramy materiały promocyjne dotyczące tego baletu i jak tylko zgromadzimy wszystkie informacje, prześlemy Panu odpowiedź w kolejnym mailu” – było to dziewiątego lipca, jedenaście dni temu. Po tym nastała chyba wieczna cisza.

Wnioski nasuwają się same i niestety są bardzo sceptyczne. We wskazanych przypadkach, które zamykają wachlarz pokazów komercyjnych zespołów baletowych w sezonie 2025/26, wiele zależy od polskiego partnera, który ma wielkie aspiracje, ale niestety nie pokryte artystyczną propozycją. Niektóre fakty wskazują, że pod świetlistą, przyciągającą oko widza nazwą nie kryje się nic – brak tradycji, doświadczenia i obecności w świecie tańca. A nie jest to sztuka łatwa, a z widzem nie powinno się igrać, gdyż może więcej nie wrócić do sali teatralnej aby kolejny raz obejrzeć spektakl baletowy.

W ów świat sztuki wkrada się niestety polityka. Życie to splot przypadków i niespodziewanych okoliczności. Ten tekst powstawał długo, kilka miesięcy zbierania materiałów, kontaktów, wywiadów. 17 lipca 2025 roku dyrektorzy instytucji kultury otrzymali list od dyrektor Departamentu Narodowych Instytucji Kultury Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Donaty Jaworskiej. Zawierał on notę Ambasady Ukrainy odnoszącą się do działalności, także w naszym kraju, zespołów baletowych używających nazw odwołujących się do Ukrainy, a którym władze ukraińskie zarzucają utrwalanie rosyjskiej narracji. Urzędniczka pisała: „zauważamy, że obecnie w dyskursie uczestnictwa w kulturze zauważalne jest podejście ograniczające i ostrożne wprowadzanie elementów kultury rosyjskiej do oferty programowej. Dyrektor podejmując decyzję o uwzględnieniu w repertuarze danego utworu powinien wziąć pod uwagę nie tylko jego wartość artystyczną, ale również odbiór społeczny dzieła i to, jak zostanie ono przyjęte przez opinię publiczną” i dalej „Wyrażamy nadzieję, że informacje zawarte w nocie Ambasady Ukrainy ułatwią analizę i dobór partnerów przy konstruowaniu planów działalności instytucji”. Sama Nota Ambasady Ukrainy jest ostrym sprzeciwem wobec wykonywania utworów rosyjskich pod szyldem „ukraińskim” – „Dlatego apelujemy, aby nie traktować występów artystów prezentujących twórczość rosyjskich kompozytorów jako wyrazu stanowiska ukraińskiego środowiska artystycznego. Występy takie należy postrzegać jako element rosyjskiej propagandy”. Placówka dyplomatyczna zaznaczyła: „Repertuar zespołu powinien zawierać utwory ukraińskich twórców, wykonywane w języku ukraińskim. (…) Działalność publiczna instytucji powinna być jednoznacznie identyfikowana jako ukraińska – poprzez obecność w otwartych źródłach informacji, wykorzystanie symboliki narodowej Ukrainy, języka ukraińskiego lub brandingu, który jednoznacznie podkreśla ukraińskie pochodzenie”. Załącznik stanowi lista piętnastu „rzekomo ukraińskich zespołów baletowych, które występują (lub występowały) za granicą z rosyjskim repertuarem”. I należy zauważyć, po dość dogłębnej analizie owego komercyjnego świata tańca, że oba pisma są poważną pułapką.

Można zauważyć, że największym problemem jest użycie nazwy państwa lub konkretnego miasta ukraińskiego. A co z zespołami, które wywodzą się z Ukrainy, a nie mają w nazwie owych określeń? One już mogą występować, prezentować spektakle, bez większego problemu? Czy nie widzą polskie władze i nie piętnują tego w żaden sposób, że może dojść do objazdu zespołu, który ma neutralny szyld, a wywodzi się z Rosji, co wskazano powyżej. Również nie będzie stanowiło to zagrożenia? Wszyscy moi rozmówcy, którzy wywodzą się z Ukrainy, w pełni identyfikują się ze swoim krajem, ojczyzną. Nie funkcjonują na owym rynku pierwszy rok, to długotrwała praca, utrwalona marka. To, że wykonują utwory Piotra Czajkowskiego argumentują w przekonywujący sposób. Dodatkowo to ich miejsce pracy, które oferują innym, zabezpieczając egzystencję wielu osób. Kolejna niezrozumiała sprawa tyczy „wykonywania utworów w języku ukraińskim” – w balecie to będzie bardzo trudne, gdyż to sztuka bez słów. Większość grup baletowych, praktycznie wszystkie w Europie, składają się z tancerzy o różnorodnym pochodzeniu, choć przyjmują miano „narodowych” formacji. Trudno zatem oczekiwać, że każdy zespół będzie jednolity narodowościowo. Podczas ostatniego Bydgoskiego Festiwalu Operowego gościła Opera Narodowa Ukrainy z Kijowa z kompozycją Giuseppe Verdiego Makbet wykonywaną w języku włoskim, tym samym, czytając dosłownie notę Ambasady, nie był to przecież utwór ukraiński i nie prezentowany w ojczystej mowie i co zrobić z takim przypadkiem? Część prezentowanych powyżej zespołów, które w nazwie posiadają odwołania do własnego państwa lub aglomeracji, w sowich programach uwzględnia twórczość literacką, choreografów i kompozytorów ukraińskich, zatem wypełnia owe wskazane zalecenie. Wiele takowych przypadków można mnożyć i wymieniać. Załączona lista „rzekomo ukraińskich zespołów baletowych” jest niepełna i nieprecyzyjna. Sprawia wrażenie przygotowanej naprędce. Wskazuje jedynie formacje z odnośnikami „Ukraina, Kijów, Odessa, Lwów”, nie ma ani jednego zespołu, który wywodzi się z kraju naszego wschodniego sąsiada, a przyjął neutralny szyld. Z wielkim zdziwieniem i zaskoczeniem odnalazłem w owej grupie United Ukrainian Ballet, który pełnił identyczną rolę jak Ukrainian Freedom Orchestra – za chwile rozpoczynająca kolejne tournée po Europie. Formacja baletowa powstała bezpośrednio po pełnoskalowej agresji rosyjskiej w 2022 roku i skupiała tancerzy ukraińskich, którzy znaleźli się poza własnym krajem, a mogli żyć i współtworzyć w niderlandzkiej Hadze. Z grupą pracował Alexei Ratmansky – jedna z najważniejszych postaci baletowego świata, wielki przeciwnik wojny, który wspiera w każdy możliwy sposób Ukrainę, faktycznie kluczowy symbol świata tańca w owym charytatywnym działaniu. Przygotował z tym zespołem Giselle, cieszącą się wielkim powodzeniem w międzynarodowym objeździe, będącym jednym, wielkim żarliwym poparciem dla Ukrainy. Stoję na stanowisku, że należy analizować każdy przypadek zespołu, a umieszczenie wszystkich w jednym, wspólnym worku jest krzywdzące i niesprawiedliwe.

Balet wzbudzał, i czyni to do dziś, wiele emocji artystycznych. Jednak obecnie wkracza w ten świat również polityka. I właśnie w tych dwóch aspektach należy rozpatrywać kompanie podróżujące po naszym kraju, szczególnie w odniesieniu do ich ukraińskiej tożsamości. Jedni owe komercyjne zespoły nazywają „chałturą, drugorzędnym rodzajem sztuki”. W wielu przypadkach nie mogę się zgodzić i będę protestować z takowym uproszczeniem. Należy dobrze poznać ów świat aby go interpretować i zrozumieć. Jeżeli chcemy poznawać ukraińską sztukę tańca to zastanawia mnie dlaczego w programie najbliższych Łódzkich Spotkań Baletowych nie znalazła się ani jedna prezentacja z tego kraju? Ku zaskoczeniu może wielu warto wskazać, że mimo wojny owa sztuka rozwija się u naszego sąsiada i to zarówno w formie klasycznej czy współczesnej w instytucjach publicznych jak i niezależnych.

Komercyjne formacje baletowe to faktycznie identycznie jak zespoły publiczne podmioty międzynarodowe, a szyld tylko określa miejsce lokalizacji, powiązania organizacyjne lub pochodzenie głównego organizatora. Niezwykle kuriozalna, w tym temacie, jest teza cytowanej już Anny S. Dębowskiej: „Są to wszystko kompanie prywatne, a nie ukraińskie zespoły państwowe. Często w takiej grupie tańczą osoby różnych narodowości z rozmaitym doświadczeniem zawodowym zdobywanym w Rosji. Sumienie widzów organizatorzy usypiają nazwami zespołów sugerującymi, że tańczą tam głównie Ukraińcy. A skoro oni nie mają nic przeciwko wykonaniu rosyjskiego repertuaru, to można grać”. Trudno jest to komentować, bowiem powtarzam kolejny raz, że w każdym zespole tańczą obcokrajowcy łącznie z Polskim Baletem Narodowym, gdyż liczy się jakość, a nie pochodzenie. I kończąc ów wątek. Nie do końca trafiona jest uwaga o nazwach zespołów. To zupełnie jakby widz w Łodzi idąc do teatru Wielkiego myślał, że jest w Warszawie – przecież to ta sama nazwa. Więcej zaufania do odbiorców, którzy poszukują dobrego produktu artystycznego, będącego na wyciągnięcie ręki, a kwestie pochodzenia artystów pozostawiają na drugim miejscu.

Widziane od środka

Skoro już o widzach mowa, warto się zastanowić ile należy przygotować pieniędzy aby spędzić wieczór z prywatnym zespołem baletowym. Niektóre ceny przyprawiają o ból głowy i trochę są szokujące. Wieczór z European Classical Ballet to koszt w najlepszym miejscu około 250 zł, Royal International Ballet i Grand Kyiv Ballet – 200 zł, Ukrainian Classical Ballet w przypadku Dziadka do orzechów – 250 zł, a Jeziora łabędziego nawet 300 zł, Grand Royal Ballet, International Grand Ballet oraz pokazy zorganizowane przez Agencję Brussa – pomiędzy 170 a 180 zł. Zatem maksymalny wydatek dla czteroosobowej rodziny może wynieść nawet 1200 zł. To już naprawdę niezła suma.

Każda instytucja kultury posiada swój obraz zewnętrzny, a także świat wewnętrzny – ukryty przed widzami, którzy dopuszczani są tylko do wycinka, fragmentu owego miejsca. Zatem warto zadać pytanie – jak to wszystko funkcjonuje przez pryzmat tancerza, który zrezygnował z etatu w publicznym teatrze na rzecz aktywności w komercyjnym zespole? Rozmawiałem o tym z Wiktorem Krakowiakiem-Chu, trzydziestosześciolatkiem, przez lata artystą zespołów baletowych Teatrów Wielkich w Łodzi i Poznaniu, a dziś jak już wspomniano, stale związanym z Królewskim Baletem Klasycznym – jedynym polskim, komercyjnym zespołem objazdowym. Z twórcą tej grupy Marcinem Rolczyńskim, współpracuje on od 2019 roku. W swojej ścieżce zawodowej kooperował również z innymi prywatnymi kompaniami tanecznymi. Zna ten biznes bardzo dobrze i chętnie opowiada o codzienności w objeździe. Kilka lat temu podjął odważną decyzję przemodelowania tegoż etapu kariery scenicznej – ciekawe życiowe wyzwanie. Początki owej aktywności to współpraca z International Festival Ballet, gdzie zbierał szlify funkcjonowania w tego typu przedsięwzięciach. Jak każde działanie posiada swoje minusy, ale przeważają plusy. Choć jednym z największych mankamentów wewnętrznych grupy są różnice kulturowe pomiędzy członkami, odmienna wrażliwość, szacunek i sposób odnoszenia się do siebie wzajemnie.

Motywacją rozstania się z publiczną instytucją była swoista monotonia, która przypominała pracę w fabryce na akord. Zauważa: „doszedłem do momentu przepalenia zawodowego. Liczba spektakli w miesiącu malała, repertuar się kurczył, a ja chciałem występować, tańczyć. Najwięcej czasu spędzaliśmy na próbach, które stawały się nieefektywne, monotonne i długotrwałe. Nie byłem w stanie tego dłużej kontynuować, chciałem być na scenie. Dawać radość sobie i innym”. Wspominany już Vladyslav Dobshynskyi, mówi: „Jestem bardzo wdzięczny, że miałem okazję pracować w teatrze repertuarowym. To było ogromne doświadczenie pod każdym względem. Teatr daje głębokie zrozumienie całego procesu – od pracy z repertuarem, ciągłych prób i współpracy z profesjonalnym zespołem, po naukę samej sceny, pracę z rekwizytami, kostiumami i oświetleniem. Kształtuje cię nie tylko jako artystę, ale jako część większego, żywego systemu”. Czyli przy dobrze budowanej strukturze i organizacji pracy teatr publiczny ma wiele do zaoferowania.  Pierwszy objazd Krakoiwaka-Chu to piętnaście spektakli edukacyjnych Jeziora łabędziego z Rolczyńskim. Zupełnie odmienna forma pracy, codzienna zmiana miejsca, podróż, nowa widownia i nieustanna praca. Ale także aplauz, olbrzymia akceptacja i wdzięczność publiczności. Właśnie owa droga wydała się szczególnie atrakcyjna, która dawała szansę poznania odmiennego i nowego. Niebagatelną wartością tej pracy są pełne widownie i fenomen wyprzedanych wieczorów, przy cenach biletów, które są dość wysokie gdy weźmie się pod uwagę udział w wydarzeniu całej rodziny. To daje niesłychanie silną motywację, a pozytywna reakcja publiczności dodaje swoistego paliwa do najlepszego wykonania roli. Co więcej, uzupełnia Wiktor: „Mamy kontakt bezpośredni z odbiorcami. Ci ludzie cieszą się, że możemy zrobić wspólne zdjęcie, porozmawiać. Dla mnie też jest to istotne. Nie jestem anonimowy, ale staje się częścią wspólnoty. Kiedyś, po spektaklu, otrzymałem wiadomość na Instagramie – «dziękuję Panu za odświeżenie duszy w trakcie sesji egzaminacyjnej!». Było to niesłychanie budujące. I dzięki temu wiem, jak duże znaczenie i wartość ma to co robimy”. 

Trasa trwa nieprzerwanie sześć miesięcy. Prawie codziennie lub nawet dwa razy każdego dnia, tancerz jest na scenie. Jak trzeba się do tego przygotować? Artysta podkreśla: „przede wszystkim należy być niesłychanie uważnym, monitorować stan własnego zdrowia. Posiłki o nieregularnych porach, niedospanie – to wszystko wpływa na kondycję, a jest codziennością. Nie można zapominać o stanie emocjonalnym. W pierwszym miesiącu jest fajnie, spędzamy wspólnie czas. Ale potem zaczynają się schody… W kółko ci sami ludzie, ten sam spektakl, dni wyglądają niemalże identycznie: hotel, podróż, rozgrzewka, chwila przerwy, spacer po mieście, próba, spektakl, pakowanie, odjazd w dalszą drogę. Monotonia, rutyna. Każdy ma swoje indywidualne sposoby, aby to przetrwać. Nie mamy dostępu przez pół roku do własnego życia, prywatności. Jesteśmy jak na szkolnej wycieczce, która nigdy się nie kończy. Ja myślę głównie o pracy. I ostatnie sześciomiesięczne tournée minęło mi błyskawicznie, ale jest to kosztem własnego, osobistego czasu”. To typowa ludzka tęsknota za bliskimi, rodziną, przyjaciółmi. Interesującą kwestią jest fakt, że wiele osób jest w związkach, osobistych relacjach. Czasem są one wewnątrz zespołu, ale głównie to osoby spoza grupy. Wówczas partnerzy (mężczyźni) jeżdżą za swoimi wybrankami serca, co faktycznie nie zdarza się w drugą stronę – aby dziewczyny podróżowały za swoimi chłopakami. Każda nowa osoba jest swoistą atrakcją dla zespołu, wprowadza ożywienie i nowego, dobrego ducha.

Kolejna kwestia, widziana od strony sceny, to obraz publiczności. Europejska jest bardziej stonowana, a amerykańska żywiołowa, spontaniczna. Nie raz pojawiają się okrzyki zachwytu, typowe – „wow!”, czasem swoisty szał ekstazy – coś co nie spotyka się wśród widzów naszego kontynentu. To niesamowite odbicie energetyczne, które pobudza do pracy i dodaje artystycznych skrzydeł. „Ich zadowolenie to moja radość” – konkluduje Krakowiak-Chu. Podobne refleksje towarzyszą wspomnieniom Dobshynskyiego: „Publiczność na trasie jest zawsze inna – i to właśnie czyni ją tak inspirującą. W niektórych miastach ludzie są bardziej powściągliwi, w innych wiwatują, wstają, krzyczą «brawo» i otwarcie dzielą się swoimi emocjami. Szczególnie wzruszające jest, gdy ktoś podchodzi po spektaklu, żeby po prostu podziękować – bez słów, tylko szczere spojrzenie lub cichy uścisk dłoni. Te chwile pozostają w pamięci. Czasami ludzie przychodzą zobaczyć balet po raz pierwszy w życiu. Ich reakcje są najbardziej szczere i czyste – i od razu czujesz, czy udało ci się do nich dotrzeć. I to, moim zdaniem, jest prawdziwy cel bycia artystą”.

To także, za wielką wodą, potężne sale teatralne, duże garderoby i olbrzymie widownie, choć pokazy odbywają się często w campusach collegowych i playhousach. Amerykańska odmienność to także nieporównywalna łatwość podróżowania i przemieszczania się, gdzie rozwiązania drogowe są diametralnie odmienne niż te w naszym kraju. Jednak mankament to gigantyczne odległości pomiędzy miastami, które należy pokonać każdego dnia. Zdarzają się sytuacje, że podczas tournée innych zespołów artyści, pomiędzy spektaklami, nie jadą do miejsca odpoczynku, ale bezpośrednio do sali prezentacji widowiska. Wiktor mówi: „Opowiadano mi o skrajnym przypadku, który miał miejsce w Chinach, gdy jeden impresario tak zorganizował trasę, że tancerze cztery dni spędzili w autobusie, bez możliwości noclegu w hotelu. Myli się i odpoczywali w teatrach. Podejrzewam, że to celowy i świadomy zabieg włodarzy zespołu – eliminacja kosztu hotelu dla artystów”. Jak widać są różne formy życia w trasie. 

Wiktor Krakowiak-Chu podczas ostatniej trasy wykonał partię Rotbarta w Jeziorze łabędzim sto sześćdziesiąt razy. Jako jedyny w Królewskim Balecie Klasycznym nie ma zmiennika. To niebagatelny wyczyn. Mówi: „to nie tylko trudność techniczna, ale również odpowiedzialność artystyczna, gdyż to wiodąca rola w przedstawieniu. Jestem obecnie najstarszy w zespole i mimo mojej młodzieńczej energii – procesy biologiczne zwalniają możliwości regeneracyjne. To również obciążenie psychiczne, że codziennie należy przeżywać na nowo emocje z identycznym zaangażowaniem i zapałem, aby publiczność nie otrzymała wybrakowanego produktu artystycznego. Sam walczę ze sobą, pracuje z myślami, konserwuję organizm, aby dać radę i być najlepszą wersją siebie. Po naszej tegorocznej trasie czuję się spełniony, uważam to za niebagatelny wyczyn”. Pomaga w przygotowaniu odpowiednie żywienie, suplementacja oraz praca z ciałem pomiędzy spektaklami – masaże, krioterapia. Świetną metaforą stanu zdrowia, w końcowej fazie tournée, jest „efekt bałwana”, gdy człowiek topnieje, a musi jeszcze zachować formę i chęć do dalszej egzystencji. Pomaga w niej również zarobkowanie, które wystarcza na roczne utrzymanie w sześciomiesięcznym cyklu aktywności zawodowej. Jednak należy pamiętać, że tancerze nie wydają pieniędzy na noclegi oraz jedzenie, które mają zagwarantowane. Przez ten czas w objeździe nie posiadają kosztów w macierzystym kraju – potencjalnie mogą dysponować własnym mieszkaniem i nie ponoszą dodatkowych zobowiązań finansowych. Czyli powtarzając słowa Wiktora Krakowiaka-Chu: plusy przeważają minusy.

Owe dochodzenie, albo jak kto woli tajemnicza gra, w krainę komercyjnych zespołów baletowych dobiega końca. Posiada ten świat różne twarze: niejednorodną artystyczną, interesującą społeczną, ale również niestety złowieszczą polityczną – pisaną tragedią wojny tuż za naszą wschodnią granicą. Owe doświadczenie zostawia ślad na tanecznej scenie z niezwykle trudnym dla wielu wyborem – pokazywać czy nie pokazywać spektakli do muzyki kompozytorów rosyjskich? Każdy musi na to pytanie odpowiedzieć we własnym sumieniu – w ten sposób pojawia się kolejny kontekst – tym razem etyczny. Owa argumentacja ukazuje jak świat tańca jest nierozpoznany, wielowątkowy, ciekawy i nieodgadniony. Dla widzów pozostają zatem indywidualne decyzje o uczestniczeniu w kulturze. Niech ów reportaż pomoże w wyborze najwłaściwszego widowiska zgodnego z oczekiwaniami i poglądami odbiorców pokazów baletowych.

                                                                                               [Benjamin Paschalski]