Physical Address
304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124
Physical Address
304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124
Benjamin Paschalski w Tańcu
Benjamin Paschalski w Tańcu
Przekroczenie granicy dorosłego życia jest zazwyczaj dużym przeżyciem. Każdy z nas wspomina ten czas jako okres czegoś nieznanego, stresu, wyzwań i nieustannych myśli – co teraz będzie? Samodzielność pięknie brzmi jako słowo, ale trudniej jako rzeczywistość. Jednak młodość przezwycięża przeciwności. Niekiedy sami pokonujemy ów labirynt dojrzałego życia, ale czasem wspierają nas inni, swoista „pomocna dłoń”. Socjalistyczny tekst z piosenki, wyraźne hasło zmiany pokoleniowej: „To idzie młodość…” to niczym sztandar, który można powtarzać w myślach jako wsparcie dla nowego i nieznanego otoczenia, z którym przychodzi się mierzyć i walczyć o swoje. W świecie tańca, gdy kariera artysty jest niesłychanie krótka acz intensywna, niezwykle ważnym jest ów start. Świadomość kształtowania własnej drogi, nie błądzenia i kluczenia, ale jasnej próby podboju indywidualnym talentem baletowych scen świata. Patrząc z polskiej perspektywy, znając tylko z opowiadań, publiczne szkoły baletowe przygotowują do zawodu, ale nie mają między innymi dedykowanych zajęć budowania ścieżki kariery. Zagubienie, ale również chęć dalszego rozwoju, samokształcenia motywuje młodych ludzi do poszukiwania przedłużenia owego czasu edukacyjnego, ale w odmiennej formule. Należy przyjąć, że właśnie z owych pobudek – wsparcia młodych pokoleń, wkraczających na rynek zawodowej baletowej ścieżki życia – zrodziła się idea stworzenia, przy profesjonalnych zespołach baletowych i tańca, kompanii dedykowanych właśnie owym absolwentom szkół. Owszem muszą oni wykonać pierwszy krok aplikowania, ale przez kolejny cykl programowy są pod opieką fachowców, kształtując własny kunszt artystyczny, ale także budując świadomość rywalizacji i walki o angaż w najlepszych zespołach na świecie. To wydaje się może banalny cel, ale niezwykle ważny we współczesnym świecie, gdy podczas jednej audycji do zespołu baletowego zgłasza się ponad pięćset osób, a miejsc w kompanii jest zaledwie kilka. W krótkim czasie należy przedstawić się z jak najlepszej strony, być odpornym na konkurencję, a także umieć walczyć z tremą, która zjada wszystkich, którzy kiedykolwiek występowali publicznie. I można zniwelować owe negatywne objawy dzięki doświadczeniu, właśnie zdobytym w zespołach baletowych dedykowanym młodym, wchodzącym w dorosłość artystom tańca.
Trochę z dziejów „młodych” zespołów
Historia owych kompanii jest dość krótka. Jako prekursora należy uznać funkcjonujący do dnia dzisiejszego Nederlands Dans Theater – 2 (NDT 2). Powstały w roku 1978 z inicjatywy ówczesnego szefa zespołu NDT Jirego Kyliana, był innowacją obok prężnie funkcjonującej zawodowej kompanii niderlandzkiej. Z czasem, choć dziś zaniknęła, była również grupa oznaczona numerem 3 – dedykowana seniorom baletu, którzy tworzyli własne prace, mając możliwość kontynuuowania aktywności już po zmierzchu zawodowej kariery. Formacja z Hagi to jedna z najważniejszych na świecie, której taniec współczesny jest znakiem rozpoznawczym. Nie realizuje się klasycznych projektów, oddając pole debiutującym, ale również uznanym choreografom. Dla młodych owe spotkanie z nowością ma niebagatelne znaczenie. Jednak należy zwrócić uwagę, że NDT 2 jest ukierunkowane na nowoczesność co może w jakimś stopniu ograniczać ścieżkę kariery do aktywności tylko w zespołach tańca współczesnego. Grupa ma charakter międzynarodowy. To szesnastu tancerzy, którzy w programie trzyletnim przygotowują się do pełnego startu, możliwości angażu do NDT 1, a także innych formacji. Program edukacyjny nastawiony jest na rozwój. Dziś faktycznie to niezależny zespół, z własnym repertuarem oraz szerokim wachlarzem tournée – zarówno krajowych jak i międzynarodowych. Specyfika zespołu z Hagi polega na tym, że przygotowuje on głównie wieczory złożone z prac jednego lub kilku artystów. Daje to szansę młodym poznanie wielu stylistyk, języków tańca, technik i metod pracy. To formuła kształcenia przez praktykę. To ona buduje świadomość młodych, rozwija ich talenty i daje szansę rozwoju.
Uwzględniając, kolejne „młode” zespoły, przy zawodowych kompaniach baletowych, warto zwrócić uwagę na Bawarski Balet Junior Monachium (Junior Company of the Bayerisches Staatsballett). Powstały w roku 2010 daje szansę młodym tancerzom uzupełnienia ścieżki edukacyjnej i dojście do pełnego, profesjonalnego przygotowania. Dziś to szesnastu tancerzy w wieku 17-20 lat, którzy w cyklu dwuletnim szlifują umiejętności, pod kierunkiem dyrektora artystycznego Ivana Liski, do wejścia w świat zawodowej sceny. Co ciekawe inicjatywa powstała na podstawie porozumienia największych tanecznych instytucji niemieckiego miasta. Głównym koordynatorem jest The Heinz Bosl Foundation, a współpracującymi podmiotami oczywiście balet bawarski oraz Ballet Academy of the University of Music and Performing Arts w Monachium. Oprócz stałego programu przygotowania klasycznego i współczesnego, spotkania z wybitnymi pedagogami, młodzi artyści prezentują przygotowane układy publiczności miasta, a także innych niemieckich i europejskich aglomeracji. W tym przypadku istotnym jest podwalina inicjatywy. Jej powstanie stało się efektem dialogu, konieczności budowania nowego pokolenia tancerzy, głównych podmiotów zaangażowanych w życie taneczne regionu. To niezwykle ciekawy przykład świadomej aktywności i swoistego pokoleniowego mostu – mistrzów i uczniów.
Nieco inna geneza jest powstania Junior Ballett przy operze w Zurichu. Został on ufundowany w roku 2001 jako trzeci podmiot dedykowany młodym, zdolnym artystom, po International Opera Studio i Orchestra Academy. Analogicznie, jak w poprzednich przypadkach, program ma międzynarodową formułę i jest dedykowany dla tancerzy, którzy ukończyli edukację baletową i stanowi ścieżkę do pełnego profesjonalnego życia zawodowego. Szkolenie przewidziane jest maksymalnie na dwa lata. W tym czasie młodzież pracuje z tancerzami Zurich Ballet, przygotowując wspólne występy w wybranych spektaklach repertuarowych. To także zbieranie niezbędnego doświadczenia do dalszej drogi kariery. Junior Ballett realizuje również własne programy, które tworzone są przez renomowanych, uznanych choreografów.
Kolejnym przykładem tego typu aktywności jest zespół stolicy Francji. Ta wspaniała kompania zawodowa, która dziś liczy niebagatelną liczbę 154 tancerzy, w maju 2024 roku ogłosiła inaugurację programu dla adeptów tańca w wieku 18-23 lat. Junior Ballet de l’Opera National skupia młode talenty baletowe z całego świata w liczbie osiemnastu, które pod opieką pedagogiczną przygotowują krótkie formy klasyczne i współczesne prezentowane podczas festiwali i gościnnych występów w całej Europie. Cel pozostaje niezmienny, jak we wszystkich wspomnianych powyżej przypadkach – danie szansy młodym uzupełnienia techniki, wzmocnienie praktyki oraz kompetencji w zakresie wykonawczym tańca, a także budowanie profesjonalnej integracji. Dość trafnie twórcy nazwali ów nowy podmiot „inkubatorem” dla kolejnego pokolenia artystów.
Polski Balet Narodowy pod kierunkiem Krzysztofa Pastora nie został w tyle za wprowadzeniem owej formuły w przestrzeń zawodowej kompanii. Od dwóch lat funkcjonuje owa formacja, która z dnia na dzień staje się coraz bardziej rozpoznawalną marką funkcjonującą na własny artystyczny rachunek. W świecie teatru jest pewna nieformalna teoria. Dwa pierwsze lata zazwyczaj są szczęśliwe i pełne aspiracji, to trzeci rok dopiero weryfikuje repertuarową rzeczywistość. Dlatego ciekawym jest przyjrzenie się owemu „dziecku” warszawskiego zespołu, które stawia już pierwsze swoje kroki ukazując blaski i cienie, a także realia życia baletowego w naszym kraju.
Początek i organizacja Polskiego Baletu Narodowego Junior
Inicjatywa powołania owego zespołu wyszła właśnie od Krzysztofa Pastora, który poszukiwał wsparcia dla pomysłu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Stała się ona atrakcyjna dla resortu, który podchwycił ową myśl i został mecenasem poczynań, nie uszczuplając w ten sposób budżetu Teatru Wielkiego-Opery Narodowej. Założenie było jasne i klarowne. To zagospodarowanie edukacyjnej przestrzeni pomiędzy ukończeniem szkoły przez młodych tancerzy, a rozpoczęciem pracy w zawodowym zespole. Oczekiwania i aspiracje zawodowych formacji wielokrotnie przewyższają możliwości adeptów sztuki tańca. To nie tylko sama technika, podnoszenie jakości wykonawczej, ale również nauka sposobu aplikowania, podejścia do audycji baletowej, umiejętność odnalezienia się w sytuacji konkurencyjności, współzawodnictwa, mini konkursu – to przecież towarzyszy każdemu aplikującemu o angaż w ansamblu tanecznym. Co więcej. Warto zauważyć różnicę, że inaczej wygląda przygotowanie dyplomu w szkole baletowej, nad którym pracuje się określony czas, aby zaprezentować się z jak najlepszej strony. Zupełnie inną formułę mają realia wyboru do zespołu zawodowego, gdy należy stanąć w szranki z grupą kilkuset osób. Wówczas należy się zaprezentować z jak najlepszej strony w krótkim czasie. Nikt tego nie uczy, nie tłumaczy. Świat, gdy szefowie formacji baletowych odwiedzali szkoły baletowe i wybierali najciekawszych absolwentów odszedł w dawne zapomnienie. To dziś młody człowiek musi samodzielnie walczyć o własne miejsce w zespole przy olbrzymiej konkurencji. Wielokrotnie do jednej audycji zgłasza się blisko tysiąc osób, a miejsc w kompanii zaledwie jest kilka. Idea Polskiego Baletu Narodowego Junior zakłada faktycznie trzy aspekty aktywności: umiejętność budowania własnej sylwetki artystycznej i odnalezienie się na rynku pracy, po drugie szlifowanie warsztatu pod okiem pedagogów macierzystego zespołu oraz baletmistrzów gościnnych, a także prezentacje dla publiczności własnego, dedykowanego programu artystycznego. Trudno określić, który z tych punktów jest najważniejszy. To zadania komplementarne budujące program dedykowany młodzieży baletowej. Założeniem było aby owa specyficzna forma pracy zamykała się w cyklu jednego-dwóch lat. Dziś wiadomym jest, że optymalny czas, dla zrealizowania założeń i przygotowania się do pełnej aktywności zawodowej, to dwa lata. To daje większą szansę wypracowania wielu kluczowych aspektów istotnych w zawodzie tancerza.
Pierwotnym założeniem było, że projekt dedykowany jest dla polskich absolwentów szkół baletowych. Publicznych ośrodków mamy pięć: Warszawa, Bytom, Gdańsk, Łódź i Poznań. I rzeczywiście w pierwszym sezonie aktywności dziewiątka, na dziesięciu, tancerzy to absolwenci krajowych placówek dydaktycznych. W drugim sezonie sytuacja nieco się zmieniała. Powodów owego jest kilka. Pierwszym i chyba kluczowym był równy udział dziewcząt i chłopców – po pięć osób. Gdy projekt ruszał, decyzja z ministerstwa o zgodzie na jego finansowanie, przyszła niezmiernie późno. Przeprowadzono rekrutację i mieli być w programie sami Polacy. Ale – z grupy Panów – jedna osoba zrezygnowała, a kolejnego absolwenta krajowego fizycznie już nie było. Stąd znalazł się pierwszy obcokrajowiec, aby nie burzyć proporcji płci, co było niezwykle istotne z punktu widzenia pracy pedagogicznej. W kolejnym roku, gdy część osób przeszła do zawodowego zespołu, kwalifikacja już miała charakter otwarty, bowiem najbardziej istotny jest wysoki poziom, a nie tylko narodowość. Do udziału w zespole w sezonie 2024/25 zgłosiło się pięćset osób co pokazuje istotę i sens jego realizacji. Do kolejnego okresu artystycznego ograniczono nabór jedynie do absolwentów polskich szkół baletowych.
Na czele Polskiego Baletu Narodowego Junior stanął Dawid Trzensimiech, były uczeń bytomskiej szkoły baletowej im. Ludomira Różyckiego, a także Royal Ballet School w Londynie. Następnie dołączył do jednego z najlepszych zespołów na świecie: Royal Ballet, gdzie przez sześć lat (2008-2014) wykonywał kluczowe, główne partie w klasycznym i współczesnym repertuarze i doszedł do pozycji solisty. W latach 2014-2016 jako pierwszy solista związał się baletem Rumuńskiej Opery Narodowej, aby powrócić do kraju i objąć funkcję pierwszego solisty Polskiego Baletu Narodowego. Ten świetny tancerz święcił triumfy we wszystkich trzech stolicach, a także podczas licznych pokazów gościnnych i tournée. Jak zauważa zainteresowany, propozycja szefa macierzystego zespołu pojawiła się w idealnym momencie. „Przez pierwsze trzynaście lat swojej kariery nie ominąłem ani jednego spektaklu, nie miałem żadnej kontuzji. Jednak ostatnie trzy lata były traumatyczne i niezwykle problematyczne. Po drodze doszła pandemia. Po operacji powróciłem do tańca, ale już to nie było to samo. Szykowałem się do odejścia z zawodu. Zrobiłem kurs instruktora pilatesu i myślałem, że będę szedł już w tym, odmiennym kierunku. I w tym momencie pojawiła się oferta dyrektora”. Zauważa, że najprawdopodobniej była to konsekwencja zaangażowania w projekt Kreacji 15, gdzie pełnił funkcję menadżera. Jego aktywność zauważyli realizujący swoje prace choreografowie i szefostwo zespołu. To zaowocowało ową propozycją. Zapomina o najważniejszym aspekcie – talencie, świetnym obyciu ze sceną i wielkiej klasie wykonawstwa. Przez krótki czas Trzensimiech jednocześnie kontynuował pracę jako tancerz i zajmował się zespołem juniorów. Stwierdza: „zacząłem zauważać ile radości sprawia mi praca z młodymi ludźmi. To ułatwiło mi podjęcie decyzji aby zejść ze sceny i tylko zająć się nimi”. Formalnie pełni funkcję pedagoga-koordynatora. Współpracuje z nim Irina Wasilewska, nadal aktywna solistka Polskiego Baletu Narodowego. Oboje sprawują kluczową rolę pedagogiczną, choć Irina nieco w mniejszym stopniu – ze względu na obciążenia prób i repertuaru.
Cała administracyjna strona: ustalanie grafików pracy, precyzowanie repertuaru artystycznego jest na głowie Trzensimiecha. Nie zaniedbuje on jednak obowiązków pedagogicznych, które traktuje priorytetowo. Jest zakochany w klasyce, mówi wprost: „po dwóch latach wiemy, że chcemy naszych tancerzy bardzo mocno rozwijać w technice tańca klasycznego, ale również zależy nam aby jak najwięcej pracowali z choreografami, którzy tworzą dla nich specjalne spektakle”.
Od powstania formacji dwutygodniowe kursy mistrzowskie dla zespołu przeprowadzili: Natalia Hoffman – przez lata związana z Het Nationale Ballet w Amsterdamie, tancerka i pedagożka, Huafang Zang – urodzona w Szanghaju, dziś wykładowczyni amsterdamskiej European School of Ballet, David Makhateli –gruziński były tancerz, obecnie gościnny tutor w wielu renomowanych kompaniach tanecznych, Piotr Nardelli – absolwent warszawskiej szkoły baletowej, przez lata związany z formacją Maurice’a Bejarta, dziś rozchwytywany pedagog tańca klasycznego, Rafi Sady – łączący w praktyce edukacyjnej współczesną technikę taneczną Izraela i Szwecji, Richard d’Alton, Raffaella Renzi – urodzona we Florencji, ikoniczna postać tańca i edukacji baletowej, od 2014 asystentka Patrice’a Barta, Yannick Boquin – francuski były tancerz i baletmistrz tańca klasycznego, Aurelien Scannella – doświadczony belgijski tancerz, choreograf, a także szef zespołu West Australia Ballet w latach 2013-2023. Owa różnorodność, dedykowane lekcje służą temu co najbardziej istotne – rozwojowi technicznemu młodego pokolenia.
W pierwszej edycji programu, jak już wspomniano, wzięło udział dziesięciu tancerzy. Szóstka, po roku dołączyła do Polskiego Baletu Narodowego: Paweł Dobrzyński, Weronika Gałązka, Maria Grzymała, Kamila Lechowska, Roberto Olivieri oraz Cezary Szlachta. Jedna osoba rozstała się z programem (Julia Skubis), a trzy kontynuowali udział w projekcie juniorów: Maciej Duda, Mikołaj Spiżewski oraz Łucja Ulbrych. Już wiadomo, że oni także dołączą do zawodowej warszawskiej kompanii z początkiem nowego sezonu 2025/26. Skład młodej grupy, z początkiem sezonu 2024/25, uzupełnili: Maja Augustyniak, Antonio Casti, Zuzanna Korytkowska, Antonino Modica, Aleksandra Pastuszka, Kajetan Stabeusz, Jagoda Świderska oraz Kyle Lippoth, którego udział sponsorowany był przez Fundację Przyjaciół Baletu. Z końcem sezonu doszła do nich dwójka: Klaudia Sarna oraz Aleksander Nawrot. Jego uczestnictwo również wspierane jest przez wspomnianą organizację pozarządową. Jak zaznacza Krzysztof Pastor, w kolejnej edycji udział aż trójki uczestników będzie możliwy dzięki zaangażowaniu zewnętrznego podmiotu finansującego. W ciągu owych dwóch lat przez PBN Junior przewinęło się dwudziestu tancerzy, którzy reprezentują trzy polskie szkoły baletowe: Warszawę (10), Gdańsk (3) i Łódź (2), a zagraniczni uczestnicy kształcili się w szkołach: Rzymu, Hamburga, Monachium i Mediolanu. Ten początkowy bilans jest statystycznie ciekawy i różnorodny.
Codzienność
Dawid Trzensimiech, po dwóch latach aktywności wnioskuje: „myślę, że idziemy w dobrym kierunku. Młodzi artyści, z którymi pracujemy, rozwijają się świetnie. Nie lubię niczego nikomu zazdrościć, ale gdybym był w ich wieku to chciałbym trafić do takiego zespołu juniorskiego. Angażując się od razu po szkole do zawodowej grupy, liczącej osiemdziesiąt, sto osób, można czuć się zagubionym, bez opieki i wsparcia”. To świetny start w karierę, który daje szansę nadrobienia i pobrania szlifów, w szczególnie ważnej dla Trzensimiecha technice klasycznej, a także prezentacja własnych efektów pracy nie tylko w Warszawie, w kraju, ale kto wie może również zagranicą. Ten program ma przygotować do zawodu po szkole baletowej i ułatwić wejście w świat profesjonalnej kompanii. Uczestnicy otrzymują regularne wynagrodzenie, ta forma stażu jest opłacana. Nie jest to reguła w tego typu konceptach, gdyż wielokrotnie to uczestnik musi łożyć środki za dodatkowy rozwój. Młodzi adepci sztuki tańca posiadają również stałe wsparcie psychologiczne i medyczne, co w dzisiejszych czasach radzenia sobie ze stresem jest niesłychanie ważne. Owa pomoc zapewniana jest przy współudziale Fundacji Przyjaciół Baletu. Jeden z uczestników, z początkiem sezonu nabawił się kontuzji i nie mógł tańczyć przez blisko dziesięć miesięcy. Nie został wyeliminowany z zespołu. Różnorodność pracy owego swoistego warsztatu jest imponująca. To nie tylko stały dochód, ale lekcje baletowe, praca z Polskim Baletem Narodowym, przygotowywanie własnych produkcji z zaproszonymi choreografami oraz obecność pedagogów gościnnych, którzy prezentują odmienne sposoby nauczania i różnorodne techniki tańca. Zwieńczeniem jest udział w produkcjach zawodowego zespołu: Bajadera, Giselle, Dama kameliowa czy Prometeusz.
Zobaczmy jak wygląda dzień w Polskim Balecie Narodowym Junior oczami uczestnika. Mikołaj Spiżewski, absolwent łódzkiej szkoły baletowej im. Feliksa Parnella, notuje: „Mój dzień w zespole zaczyna się od porannej lekcji tańca, która rozpoczyna się o godzinie 10:00 i trwa do 11:00. Następnie kontynuujemy pracę przez osiem godzin dziennie, dostosowując plan do aktualnych potrzeb zespołu. W ostatnim czasie, ze względu na intensywny okres związany z premierą spektaklu Prometeusz, nasz dzień podzielony jest na dwie części: połowę spędzamy pracując wspólnie z zespołem głównym, a drugą poświęcamy na przygotowania własnego repertuaru, który zaprezentujemy podczas wieczoru Juvenalia. To wymagający, ale niezwykle rozwijający czas”. Nie tylko nie można się nudzić, ale przede wszystkim wiele nauczyć.
Strona techniki, kształtowania własnych możliwości to najważniejszy punkt obok prezentacji scenicznych. Jednak jest jeszcze inna płaszczyzna: organizacja własnego życia zawodowego. Dawid Trzensimiech zauważa: „w ciągu tych dwóch lat muszą oni nauczyć się aplikować o pracę. Jest to bardzo ważne. Chcemy im pomóc jak pisać CV, a także brać udział w audycji do nowego zespołu. Podczas lekcji pokazuję im kombinację i patrzę jak szybko ją przyswajają. To przecież kluczowe przy aplikowaniu i sporej konkurencji, gdzie trzeba być szybkim i bystrym. To także uczenie się dobrej praktyki – przygotowanie dziesięciominutowego nagrania: fragmentu lekcji oraz wariacji klasycznej i współczesnej. Takie są obecne standardy. Im szybciej je opanują – lepiej dla nich”. Ambicja, zapał i wytrwałość to główne wyznaczniki, które mogą przynieść sukces w zawodzie.
Niezwykle ważna jest ocena uczestników owego szczególnego programu. Wspomniany już Mikołaj Spiżewski, stwierdza po dwóch latach spędzonych w zespole: „Grupa PBN Junior to dla mnie niezwykle ważny etap w moim rozwoju – zarówno tanecznym, jak i osobistym. To miejsce, w którym mogę na bieżąco wychwytywać swoje błędy i doskonalić się pod czujnym okiem wyjątkowych, profesjonalnych pedagogów i choreografów. Dzięki różnorodnemu i ambitnemu repertuarowi mam możliwość rozwijania się w wielu technikach tanecznych, co nieustannie poszerza moje horyzonty i inspiruje mnie do dalszej pracy. Czuję, że tu naprawdę rosnę – jako tancerz i jako człowiek”. Niewiele, a jak dużo dla młodego człowieka. To właśnie oni metaforycznie mają być nadzieją polskiego baletu, najlepsi z najlepszych. A jak ich losy się potoczą – czas pokaże.
Na scenie
Dla Dawida Trzensimiecha trzecim polem aktywności, a kto wie czy nie kluczowym, są publiczne prezentacje. Mają one dualny wymiar. Z jednej strony to regularne pokazy w Sali Kameralnej im. Emila Młynarskiego Teatru Wielkiego-Opery Narodowej, a także mini tournée po Polsce z prezentacją repertuaru. Dotychczas odbyły się cztery wieczory oznaczone kolejnymi numerami do słowa Juvenalia. Dwa programy w sezonie 2023/24 i tyle samo we właśnie mijającym 2024/25. Mają one pewną wspólną oś. Są to krótkie prace równoważące klasykę, neoklasykę i taniec współczesny. Nie co inny charakter miał pierwszy wieczór, gdyż posiłkował się pracami powstałymi podczas Kreacji – już realizowanym od kilkunastu lat projekcie Polskiego Baletu Narodowego – pracach młodych choreografów, tancerzach zawodowego zespołu. Wykorzystano układy: Gianni Melfiego i Kristofa Szabo. Dodatkowo program uzupełnił fragment z baletu Kurt Weill – Srebrne Jezioro w układzie szefa warszawskiego zespołu. Prolog natomiast stanowił oryginalny, premierowy układ tancerza Polskiego Baletu Narodowego Antonio Lanzo: Eine Kleine Nachtmusik do muzyki Wolfganga Amadeusza Mozarta, będący lekką formą, impresją pełną zwady i uroku, z urodzinowego przyjęcia pewnej dziewczyny. Natomiast wieczór zamykała również nowa, dedykowana dla grupy praca Krzysztofa Pastora do muzyki Johna Adamsa – Juvenalia. To swoisty podarunek, żywiołowy, spontaniczny, jest szczególnym początkowym stemplem marki nowej formacji. Powtórzono go podczas kolejnej edycji pokazów. I właśnie „dwójka” stała się ważnym wyznacznikiem budowania repertuaru wieczoru. Od tego momentu rozpoczyna go specjalnie przygotowana choreografia w technice klasycznej, a następnie opracowania współczesne – już sprawdzone, a także premierowe. Owe krótkie fragmenty, są świetną lekcją, dla młodych, pracy z choreografami, a także szlifowaniem własnych umiejętności w technikach tańca. Trzensimiech, we współpracy z Wasilewską, przygotował trzy odmienne mini-produkcje: Korsarza-Suitę, chopinowską Fantasie Polonaise oraz Napoli-Divertissement. To na pewno realizacja własnych fascynacji baletowych, ale przede wszystkim wielka szkoła kształtowania umiejętności klasyki. Bowiem, co już wspomniano wcześniej, mimo doświadczenia wywiedzionego ze szkół baletowych, to kulejąca noga zawodu, którą należy nieustannie szlifować, aby dążyć do wykonawczej perfekcji. Co ciekawe Trzensimiech, przed pracą z grupą młodych tancerzy, nie przygotował własnej choreografii, choćby we wspomnianych Kreacjach. Zauważa, „jeszcze rok temu zarzekałem się, że nie stworzę żadnej choreografii, bo przecież nigdzie nie jest powiedziane, że każdy tancerz ma do tego talent. Życie pisze jednak swoje własne scenariusze. Nie wiem czy posiadam talent, ale chciałem aby tancerze zaprezentowali się w klasycznej technice. Dyrektor Pastor wyraził pełną aprobatę. Przystąpiłem do pracy z jednym, nadrzędnym celem – aby nasi juniorzy jak najlepiej się zaprezentowali i mogli się rozwijać, siebie zostawiłem na drugim planie”. Ostatnia praca, wspomniany fragment z Napoli oryginalnie zrealizowane przez Duńczyka Augusta Bournoville’a, to uroczy balet ale w specyficznej, odmiennej technice choćby znanej z Jeziora łabędziego w układzie Mariusa Petipy. Jest ona dość trudna i wymagająca dużego nakładu pracy. W przygotowanym fragmencie zdecydowano o kilku zmianach, aby dostosować możliwości do zespołu wykonawców. Cała twórczość Skandynawa gości na polskich scenach niezmiernie rzadko. Choć w zeszłym sezonie, właśnie Napoli, miało swoją premierę w Operze Wrocławskiej. Wprowadzenie owego fragmentu implikowane było również sentymentem Dawida Trzensimiecha, którego pierwsza duża rola w Royal Ballet był James w La Sylphide, w układzie Bournoville’a. „Zależało mi bardzo na tym, aby juniorzy poznali ten styl, który niezmiernie lubię. Technikę, w której świetnie się czuję. Uważam, że daje ona szansę wspaniałego zaprezentowania tancerzy, choć równolegle jest niesłychanie wymagająca. To genialna szkoła dawnego tańca. Zupełnie odmienna forma wariacji niż znana z praktyki Agrippiny Waganowej, pełna lekkości, która wręcz unosi tę formę baletową”. Dodatkowym atutem stały się kostiumy odświeżone przez Emila Wysockiego, a oryginalnie zaprojektowane przez Irenę Biegańską do premiery baletu Teatru Wielkiego Napoli-Divertissement w wieczór sylwestrowy 1989 roku. Można zauważyć, że Dawid Trzensimiech jest niesłychanie konsekwentny w swoich wyborach choreograficznych. Stara się, wręcz pielęgnuje ową tradycję przeszłości, dając szansę jak najlepszego zaprezentowania się młodemu pokoleniu. Jednak można odnieść wrażenie, że układy, świetnie przemyślane i zaaranżowane, są zbyt wysoko postawioną poprzeczką. W nich odbija się jak w soczewce wskazana prawda o niedoborach techniki klasycznej, a nieustanna praca przy drążku może przynieść jedynie zadawalające efekty. Owe trzy pierwsze próby opiekuna pedagogicznego PBN Junior przyniosą swój sceniczny skutek. Bowiem już w listopadzie bieżącego roku na deskach Opery Śląskiej w Bytomiu, artysta przygotuje swój pierwszy, pełny spektakl – Korsarza. To szczególny powrót do źródeł, miasta gdzie swoje pierwsze baletowe kroki stawił nasz wybitny tancerz.
W układzie programów Juwenalia szczególne miejsce zajmują produkcje współczesne. Dotychczas dedykowane, oryginalne prace przygotowała trójka choreografów. Journey Within, do muzyki zapomnianego polskiego kameralisty z dziewiętnastego wieku – Juliusza Zarębskiego, stworzył Włoch Valentino Zucchetti. Obecnie pierwszy solista Royal Ballet dał dobrą lekcję młodym tancerzom, którzy udanie zaprezentowali się w jego układzie. Równie ciekawie, choć należy podkreślić, że w swoisty, naturalny sposób, choreografia ewoluowała, nabrała nowego, choć nie tylko tytułowego blasku, wypadł Shine w układzie dopiero co awansowanego, do rangi pierwszego solisty Polskiego Baletu Narodowego, Kristofa Szabo.
Jednak niezwykle pozytywny odbiór, ostatnich Juwenaliów, zamykała choreografia Fluxus przygotowana przez Katarzynę Kozielską do muzyki Slow Meadow i Philipa Glassa. Nieco enigmatyczny opis z programu przedstawienia, mówi o próbie uchwycenia myśli, które pojawiają się i znikają, nachodzą na siebie, a także zmieniają intensywność. Swoiste pulsowanie, reagowanie i wyciszenie, skupienie, poczucie wolności. To układ zbiorowy, który mimo abstrakcyjnej formy posiada szczególną, duszną atmosferę indywidualnych przeżyć, które nieustannie absorbują mózg i własne myśli. To niezwykle udana praca, która łączy nieoczywisty, ciekawy taniec z zamysłem, może tylko adresowanym dla wtajemniczonych. Kozielska to rozpoznawalne polskie nazwisko w świecie choreografii, ale nie w Polsce lecz zagranicą. W naszym kraju artystka zrealizowała, przed układem dla PBN Junior, zaledwie dwie prace: Karnawał zwierząt w Operze Bałtyckiej w Gdańsku oraz Self, część wieczoru nie upilnuje nas nikt w wykonaniu baletu Teatru Wielkiego im. S. Moniuszki w Poznaniu. Ta urodzona w Zabrzu artystka, zaczynała baletową edukację w bytomskiej szkole, tej samej do której uczęszczał Trzensimiech. Następnie kontynuowała edukację w jednej z najlepszych akademii tańca: stuttgarckiej John Cranko Schule. Osiemnaście lat tańczyła w Das Stuttgarter Ballett – miejscu nie tylko wspaniałych tancerzy, ale kuźni choreografów i późniejszych szefów zespołów baletowych. Jej kariera, jako kreatorki widowiska, rozpoczęła się w roku 2011 i z wielkim powodzeniem kontynuuje ją do dziś po dwóch stronach oceanu Atlantyckiego. Propozycja do pracy z juniorami przyszła od Dawida Trzensimiecha, który zaproponował współpracę. I choć wiążą tancerzy symboliczne więzy śląskiej szkoły nie znali się osobiście wcześniej. Kozielska przyjęła z chęcią wyzwanie, stwierdzając: „abstrakcyjna forma jest dla mnie idealna. Czuję się w niej jak ryba w wodzie. Jest mi najbardziej bliska, wówczas mogę tanecznie fantazjować i budować bezpieczną techniczną wypowiedź ruchową”. Artystka, wcześniej pracowała z młodymi tancerzami przy projekcie Młody Duch Tańca. Miała świadomość jakie są możliwości, a także ograniczenia owego pokolenia. Praca została przygotowana dla całej grupy, która była w stanie ją wykonać, gdyż kontuzje wyeliminowały dwójkę młodych artystów. Ostatecznie na scenie prezentuje się ósemka zespołu. Kozielska podkreśla świetną pracę wszystkich młodych adeptów. Bije od niej wielki zapał, miłość do choreografii i kreowania nowego tanecznego widowiska. Zauważa: „Jestem szczęśliwa, że mogę przekazać młodemu pokoleniu całą moją wiedzę, którą dotychczas zdobyłam. Obserwować jak się zmieniają, dorastają, rozwijają. Warsztaty, kreowanie nowej pracy z młodymi pokazuje jak jesteśmy przydatni dla kolejnej generacji, aby było im łatwiej i lepiej na początku kariery zawodowej, aby nie musieli dochodzić do pewnych wniosków później”. Podkreśla, że właśnie istotą budowania tego typu formacji jest szczególna sztafeta pokoleń, przekazywania doświadczenia, dzielenia się własnym dorobkiem. I analogicznie jak Trzensimiech, wskazuje: „istotą tego zespołu jest odnalezienie się później na rynku pracy, mówiąc oczywiście kolokwialnie i niepopełnianie żadnych błędów, które wielokrotnie się czyni będąc świeżym, bezpośrednio po szkole i bez żadnego doświadczenia”. Rozmawiając poruszamy wątek zapału do pracy. Katarzyna Kozielska zauważa, ze wiek nie odgrywa w tym zakresie większej roli. Istotą jest „pasja i zapał”. Tworząc pracę dla warszawskiej formacji nie było „taryfy ulgowej”. Artystka pracowała jak z zawodowcami, choć podkreśla: „stworzyłam to co chciałam, ale nie bawiłam się aż tak w podnoszeniach jak lubię to robić. To jedyna rzecz, która potrzebuje czasu, technicznego rozwoju. Jeżeli jest wzajemny szacunek, to z każdym dobrze się pracuje. To chyba jest najważniejsze”. Ciekawym wątkiem jest widzenie w młodości tancerzy swoistej zmiany generacyjnej, która ma większy dostęp do źródeł współczesnego świata baletowego. Młodzi ludzie szybciej się rozwijają, kształtują, ale Kozielska kilkukrotnie podkreśla, istotą jest: „pasja i zapał”. Premiera dla zespołu Polskiego Baletu Narodowego Junior stała się również pretekstem do rozmowy o młodych tancerzach w ogóle i bolącym problemie: aspiracji rodziców i możliwościach dziecka. Stwierdza: „starą prawdą jak świat jest fakt, że balet to nie zachcianka matek i ojców, ale ciężka i wytężona praca od najmłodszych lat. Należy pamiętać, że wymaga ona nieustannego wsparcia bliskich, zarówno materialnego jak i psychologicznego. I co najważniejsze i najbardziej smutne. To kariera bardzo ulotna, która trwa niezwykle krótko. A mijający nieubłaganie czas należy wykorzystać jak najlepiej i efektywniej”. Temu służy między innymi idea PBN Junior. Kozielska przeszła drogę od kariery scenicznej do kreowania tańca. Dała pokaz swojego talentu w Warszawie, a także przelała własne doświadczenie dla młodego zespołu. To co mi najbardziej utkwiło w pamięci to autoocena swojego podejścia do pracy: „maluję tancerzami, pasją tworzenia jak malarz obraz czy rzeźbiarz dzieło”. Piękne i nastrojowe.
Spojrzenia
Ten innowacyjny projekt, dla absolwentów szkół baletowych, który coraz częściej stanowi istotny konglomerat w profesjonalnych zespołach tanecznych na całym świecie, wart jest naśladowania w naszym kraju. Oczywiście potrzeba dla niego funduszy, ale na pewno służy rozwojowi grupy młodzieży, która może czuć się zagubiona i poszukująca własnego artystycznego miejsca. Trzeba pamiętać, że nie jest to duża wspólnota. Absolwentów każdego roku, wszystkich pięciu publicznych szkół baletowych, jest maksymalnie pięćdziesięciu. Karol Urbański, od niedawna szef placówki w Łodzi, zauważa: „PBN Junior ma ogromną, przełomową wartość jako projekt i dla absolwentów szkół baletowych jest to szansa o ogromnym znaczeniu i w tym sensie ma znaczenie dla szkół”. Ale zauważa pewien mankament: „na chwilę obecną jakiś sformalizowanych form współpracy pomiędzy PBN Junior a szkołą nie ma (nie wiem jak to wygląda w przypadku innych szkół), które pozwalałyby mówić o znaczeniu instytucjonalnym projektu dla samej szkoły”. Tym samym Polski Balet Narodowy Junior jest projektem autonomicznym, który nie poszukuje konkretnych tancerzy, w poszczególnych placówkach oświatowych, ale nastawiony jest dla aktywności młodych artystów, którzy muszą sami przysłać aplikacje i zgłosić się na audycję. Wspominał o tym już Dawid Trzensimiech, a argumentuje to w logiczny sposób: „Jest bardzo ważne, w jaki sposób przejdą kandydaci przez proces rekrutacji. My jesteśmy od tego aby nie pozbawiać ich stresujących sytuacji. Nasz zawód wymaga umiejętności napisania CV, współzawodnictwa i odpowiedzialności za samego siebie”. To niezwykle cenna uwaga, kto wie czy nie najważniejszy element funkcjonowania Polskiego Baletu Narodowego Junior – dojrzałość i świadomość zawodu, na który składają się wszystkie trzy elementy pracy: szkolenie techniki, praca nad sobą oraz publiczne występy. Mikołaj Spiżewski, który spędził blisko dwadzieścia cztery miesiące, wystąpił we wszystkich programach Juwenaliów, zauważa: „Uważam, że udział w PBN Junior to niezwykle ważny etap w mojej karierze tanecznej. Projekt ten wzmocnił mnie nie tylko jako tancerza, ale również jako człowieka. To doskonały czas na rozwój i doszlifowanie umiejętności po ukończeniu szkoły baletowej, pozwalający na stopniowe wejście w zawodowy świat baletu, bez konieczności rzucania się od razu na głęboką wodę. W mojej opinii to świetna inicjatywa, która daje młodym artystom solidne fundamenty na przyszłość”. Nic dodać nic ująć.
Owe doświadczenie pracy z rówieśnikami, specjalistami w dziedzinie tańca, a także prezentacje przed publicznością służą temu co najbardziej istotne – zdobywanie doświadczenia. Katarzyna Kozielska, stwierdza: „oni zdobywają pierwsze szlify, mają możliwość pokazania się na scenie. Niezbędna jest wytrwałość, a co oni zrobią z tym bagażem zależy od każdego z osobna. To jest dla nich bardzo duża szansa, świetne wprowadzenie w zawód, a na końcu wszystko zależy od każdego indywidualnie: uporu, pracy, siły woli i zaangażowania. Dziś mają szansę wspólnego, zespołowego występowania, ale muszą ci młodzi ludzie zrozumieć i posiąść trudną wiedzę, że pójście do dużego zespołu to wielokrotnie przez lata stanie w ostatniej linii. Wielokrotnie jest to dołujące i przygnębiające. Ale jestem przekonana, że aktywność Dawida, jego zapał i aspiracje pokazują im na czym polega trudny zawód tancerza – nie tylko fizycznie, ale i psychicznie”.
Dwa lata, dwudziestu tancerzy, dwójka opiekunów pedagogicznych, garść gościnnych nauczycieli i choreografów. Wszystko dla młodego pokolenia, które już stawia i będzie kroczyć po deskach największej sceny naszego kraju, albo innych zespołów baletowych. Trzymajmy za nich kciuki, dziś mają pełno zapału, ochoty i nadziei. Co przyniesie dorosły dzień? Warto będzie powrócić do owych pierwszych uczestników Polskiego Baletu Narodowego Junior za parę lat czy lekcja wywiedziona z Warszawy stała się ważną nauką budującą zawodowe kariery na miarę Krzysztofa Pastora, Dawida Trzensimiecha czy Katarzyny Kozielskiej.
[Benjamin Paschalski]