Physical Address

304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124

MIŁOŚĆ ZAKLĘTA W BRANSOLETKACH – „KALLIRHOE” WIENER STAATSBALLETT

Ostatnia wizyta w Austrii, podczas pierwszej premiery Państwowego Baletu Wiedeńskiego pod nową dyrekcją Alessandry Ferri, oprócz wielkich doznań artystycznych, zmusiła mnie do refleksji na pewien temat – czym są oraz jaką pełnią rolę flagowe zespoły tańca poszczególnych państw na naszym kontynencie? Owa zagwozdka ma bezpośredni związek z ostatnimi latami owego zespołu, ale również ukazuje, że posiadają one swoją specyfikę oraz uformowany, reprezentacyjny repertuar, który trudno redefiniować i zmieniać.

Jak mapa Europy długa i szeroka wszędzie możemy spotkać, głównie w stolicach państw formacje baletowe. Część z nich przybiera miano „narodowych”, inne „państwowych”, niektóre pozostają tylko składową teatralnego kombinatu pod jednym szyldem skupiającego: dramat, operę i balet. Jednak wszystkie je wyróżnia wielkość – są to najliczniejsze grupy tancerzy w danym kraju, które sięgają do ponad setki tancerzy – na tym tle rekordy bije Paryż, oczywiście Moskwa i St. Petersburg, gdzie kompanie to prawie dwieście osób.

Drugi wyróżnik to ich międzynarodowy skład. Nie ma dziś faktycznie zespołu jednolitego narodowościowo, bowiem poszczególne kraje nie posiadają adekwatnej liczby młodych absolwentów aby zasilali oni kadrę kompanii tanecznych. Szkoły baletowe są niezwykle popularne we Włoszech, a tancerze z tego kraju stanowią trzon niejednej formacji w Europie. Ważnym jest czynnik jakościowy, który decyduje o składzie poszczególnych grup. Otwarcie granic, jedna wspólna, zjednoczona Europa daje niepowtarzalną szansę otrzymania produktu na najwyższym poziomie, a tego gwarantem jest wykonanie przez najlepszych z najlepszych. Nie jest tajemnicą, że balet przeżywa swój wielki renesans, wyprzedzając znacznie operę, co pokazują badania i praktyka brytyjska i amerykańska. Dlatego szefowie zespołów dążą do budowania formacji złożonej z najlepszych solistów i znakomitego, zgranego ansamblu. Temu służą częste, otwarte audycje baletowe, na które zgłasza się ponad tysiąc osób z całego świata  – co miało miejsce w Zagrzebiu. To również poszukiwanie i „podkupywanie” gwiazd, bo to właśnie je chce oglądać publiczność i kupować bilety na swoich ulubieńców. Może trochę drastycznie, ale prawdziwie – ów rynek wzbogacony został nieoczekiwanie w konsekwencji pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę. Po lutym 2022 roku wielu tancerzy zatrudnionych w rosyjskich teatrach – zarówno obcokrajowców jak i Rosjan – opuściło ten kraj w poszukiwaniu innych miejsc zatrudnienia. To również uczyniło wielu Ukraińców, którzy odnaleźli swoje nowe miejsca pracy w różnych zakątkach świata. Współczesny rynek tańca pulsuje, zmienia się, ewoluuje. Dziś zatrudnienie na całe życie, nawet w najlepszych zespołach, faktycznie nie istnieje. Trochę to przypomina piłkę nożną, gdy każdego sezonu najlepsi piłkarze zmieniają kluby piłkarskie. Może zarobki nie są porównywalne, ale mechanizm funkcjonowania bardzo podobny.

Trzecim elementem, wyróżnikiem owych najważniejszych formacji baletowych, jest repertuar. I tu rodzi się wiele pytań – bowiem trudno znaleźć jeden wzorzec jaki on miałby być. Jednak definiuje go wskazana, nieformalna ranga w hierarchii krajowej, a także liczebny skład, który zobowiązuje do aktywności wszystkich tancerzy. Zatem na pewno nie powinna być to scena eksperymentalna, dedykowana produkcjom jednego choreografa. Program winien być różnorodny – sięgający do klasyki, neoklasyki i poszukiwań młodych talentów, ale wszystko w zbalansowanej formule wielości propozycji. Te zespoły są najbardziej predystynowane do prezentacji spektakularnych, wielkich widowisk baletowych, z którymi inne ośrodki nie mogą się mierzyć. Owym najlepszym przykładem pozostanie Jezioro łabędzie do muzyki Piotra Czajkowskiego. Zawsze zagwozdką jest ile łabędzi winno być w „białych” obrazach. Jeden powie dwadzieścia, inny trzydzieści, a w Londynie w Royal Albert Hall było ich sześćdziesiąt. Jedno jest ważne, że na tego typu wykonanie mogą pozwolić sobie jedynie zespoły bardzo liczne, dobrze wyszkolone i świadome odpowiedzialności za przygotowany spektakl. Buduje się jeszcze jedna konkluzja, że środki finansowe, które posiadają zespoły, adekwatne są dla dużych produkcji, zatem nie powinny być obarczone wielkim ryzykiem niepowodzenia. Gwarantem sukcesu pozostanie świetnie wykonana klasyka, poszukiwania jej innowacji, nowych tytułów, ale raczej nie eksperyment. Należy pamiętać, że owe miejsca odwiedza szerokie grono odbiorców – nie tylko pasjonatów, przyjaciół i znajomych. Wielokrotnie to publiczność, która pierwszy raz znajduje się na spektaklu tanecznym i istotnym jest aby na niego powróciła. To także rzesze turystów, wycieczek szkolnych, traktujących wizytę w reprezentacyjnej sali teatralnej jako program obowiązkowy, zatem oferta musi współgrać z adresatem. Zatem pytanie, które należy sobie zadać kto powinien stać na czele takowego zespołu? Na pewno nie osoba stawiająca na pierwszym miejscu własną sztukę i kreatywność, bowiem czyni się wówczas autorski projekt daleki od repertuarowej wielobarwności.

Ten dylemat towarzyszył w ostatnich pięciu latach wiedeńskiej baletowej scenie. W 2020 roku jej szefem został Martin Schläpfer, który otrzymał nominację po dziesięciu sezonach sukcesów w Dusseldorfie. Tylko różnica polega na tym, że niemiecki ośrodek to lokalna kompania, nie obarczona wskazanymi powyżej obwarowaniami scalonymi z centrami baletowymi poszczególnych państw. Artysta jakby nie rozumiał owej zależności i w najlepsze realizował własny autorski koncept artystyczny. Jego skutkiem stały się olbrzymie polemiki znawców i teoretyków. Jak w każdej materii byli orędownicy, jak i przeciwnicy. Mihaela Vieru na łamach internetowego „Dance for You Magazine” w samych superlatywach oceniała czas artysty w Wiedniu, wskazując, że pięcioletnie kierownictwo ukształtowało zespół dzięki muzycznej wrażliwości, śmiałemu poczuciu otwartości, a także perspektywie artystycznej wykraczającej daleko poza scenę. Jako pozytyw wskazywała pełne sale, liczbę przedstawień, odmianę zespołu, ale co znamienne zauważała, że pobyt Schläpfera w Wiedniu „odmienił balet – nie poprzez widowisko, ale dzięki trosce, uczciwości i głębokiej wierze w ekspresyjną moc tańca”. Zupełnie odmiennego zdania był Ricardo Leitner, który na łamach attitude-devant.com w 2022 roku miażdżył wręcz nową produkcję Śpiącej królewny. Nie tylko za dodanie muzyki do utworu Piotra Czajkowskiego, a także za niski poziom wykonania oraz bijący „straszny prowincjonalizm” z owej inscenizacji. Istotą stało się dodawanie przez choreografa własnych tanecznych przemyśleń, które burzyły logikę wykonania oraz sens prezentowanych przedstawień. Nie były to nowe, oryginalne prace, ale uzupełnienia, jakby filozoficzne ozdobniki – nic nie znaczące dla odbiorcy. Leitner wspominał o buczeniu premierowej widowni, która wydawała wyraz swojemu głębokiemu niezadowoleniu. Nie lepiej było podczas premiery Pór roku do muzyki Josepha Haydna, gdy Schläpfer stworzył układ niesłychanie nudny, przekombinowany i mało atrakcyjny. Artysta pomylił miejsca jakby nie miał świadomości dawnego opuszczenia Dusseldorfu, a także że nie jest w Moguncji – jednym z najważniejszych ośrodków eksperymentu w tańcu całego obszaru niemieckojęzycznego. Owe niedopasowanie stawało się krzykiem rozpaczy za powrotem klasyki na najwyższym poziomie. Stąd po pięciu latach nieudanego eksperymentu pojawiła się nadzieja na zmiany – Alessandra Ferri.

Wspaniała włoska primabalerina, która nie posiada wcześniejszego doświadczenia w prowadzeniu zespołu, przystąpiła do działań niezwykle sprawczo i zdecydowanie. Co ważne nie ma aspiracji choreograficznych, a jej nadrzędną rolą jest odbudowanie marki baletowej zespołu wiedeńskiego i ulokowanie go w gronie elity naszego kontynentu. Już pierwsze decyzje były imponujące – spora część zespołu została wymieniona, a grono solistów uzupełniły ikony z innych kompanii baletowych. Owszem pomógł Ferri kryzys w zespole hamburskim, a także wspomniany exodus z Rosji, ale to nie zmienia faktu, że sprawną, żelazną ręką buduje formację na najwyższym poziomie. Jej idee na przyszłość, swoisty manifest wyznacza pierwsza premiera obecnej dyrekcji. To Kallirhoe w choreografii jednego z najlepszych interpretatorów klasycznych dzieł i mistrza owego stylu  – Alexeia Ratmansky’ego. Pierwotnie praca została przygotowana w 2020 roku dla nowojorskiego American Ballet Theatre, ale pod innym tytułem Of Love and Rage, tym razem w Wiedniu otrzymała nowe życie. Co ważne tło muzyczne stanowią utwory ormiańskiego kompozytora Arama Chaczaturiana. Większa część to podkład do baletu Gajane i to może niezamierzony gest w stronę Schläpfera, któremu w ten sposób ukazano, że można zbudować oryginalny, autonomiczny balet do istniejącej kompozycji muzycznej. Ów wieczór przejdzie zapewne do historii Opery Wiedeńskiej gdyż nie tylko stał się inauguracją kolejnej baletowej epoki tejże instytucji, ale również wspaniałym tanecznym eposem, hołdem dla tejże sztuki i wielką ucztą dla miłośników artystycznych wzruszeń. I mimo wielkich oklasków to w owe, z założenia, perfekcyjne widowisko wkradły się mankamenty, które są zaiste wynikiem krótkiego czasu współpracy całego zespołu wykonawców.

Treść baletu jest dość zawiła, ale jej osią jest epos o zjawiskowej dziewczynie z Syrakuz – Kallirhoe. Jej piękno porównywano do Afrodyty, a krąg zalotników wokół niej był szeroki i zawistny. Jednak jednemu bohaterowi – Chaireasowi przypadło w udziale posiąść rękę wybranki. I mimo zwaśnionych rodów młodych udaje się przeżyć chwile szczęśliwego wesela. Znakiem wzajemnego uczucia stały się wymienione wzajemnie bransoletki. Atrybut, który przewija się przez całą baletową opowieść. Zazdrość chłopaka doprowadza do wstrząsu Kallirhoe, która uznana za martwą, zostaje pogrzebana żywcem w grobowcu. Staje się on łupem piratów, porywających również dziewczynę. Chaireas odkrywa prawdę o żywej wybrance serca i podąża jej tropem na dwór Dionizosa w Milecie. Ten po utracie żony, ujawnia na nowo uczucie miłości do kupionej właśnie Kallirhoe. Dziewczyna odkrywa, że jest w ciąży i za namową służącej, aby chronić siebie i dziecko, oddaje rękę nowo poznanemu mężczyźnie. W tym samym momencie przybywa Chaireas ze swoim przyjacielem Polycharmosem, ale zostają wtrąceni do więzienia pod strażą Mitrydatesa. Tego także oczarowuje Kallirhoe, ale ów spór o piękność, pomiędzy możnymi, może rozwiązać już tylko król Babilonu. Mimo ukazanych bransoletek rozłączonych kochanków i możliwego szczęśliwego zakończenia, możnowładcę oczarowuje uroda dziewczyny. Nie zamierza jej ofiarować żadnemu z oblubieńców. Wybucha wojna z Egiptem, a po jego stronie staje zwycięski Chaireas. Teraz to on rozdaje karty, upokarza króla i zdobywa na nowo serce swojej żony. Dionizos pozostaje sam i w ostatnim geście pogodzenia się z losem pozwala odejść dziewczynie razem z jej synem. W jednej chwili buduje się szczęście i rozpacz. Zaletą owej narracji, zbudowanej przez dramaturga Guillaume Gallienne, jest jej jednorodność i spójność. Na pierwszy rzut oka to opowieść skomplikowana, ale faktycznie ukazuje losy jednej bohaterki, która kroczy drogą szczęścia napotykając na swojej ścieżce kolejnych potencjalnych oblubieńców. Nie ma wątków pobocznych jest logiczna i chronologiczna historia skupiona wokół relacji międzyludzkich. To duża zaleta, że balet ma jasną oś, pełną niesamowitych przygód i zdarzeń.

Alexei Ratmansky to znany, uznany i ceniony na całym świecie, tancerz i choreograf, w latach 2004-2008 dyrektor baletu moskiewskiego Teatru Bolshoi, rezydent-choreograf w American Ballet Theatre, obecnie w New York City Ballet, a także stały współpracownik amsterdamskiego Het Nationale Ballet. Co prawda urodzony w dawnym Leningradzie, ale młodość spędził w Ukrainie i w pełni utożsamia się z tym krajem. Dawał wyraz wielokrotnie, szczególnie po napaści rosyjskiej, że jego serce jest obok niebiesko-żółtej flagi. Może to teza na wyrost, ale oddanie jemu realizacji pierwszej premiery baletowej, pod nowym kierownictwem, to też na swój sposób forma politycznej deklaracji. Wybór jego choreografii okazał się strzałem w dziesiątkę. Bowiem jak nikt inny, we współczesnym świecie klasycznego tańca, umie ruchem opowiedzieć sprawnie ciąg zdarzeń nie podpierając się fałszywą pantomimą, ale nieustannie baletowym stylem. W tym wieczorze wygrywają soliści, skontrastowani i różnorodni.

Na plan pierwszy wysuwa się oczywiście tytułowa bohaterka – Madison Young. Świetna amerykańska tancerka, o nieskazitelnym ruchu, gracji, zwiewności i delikatności powróciła na deski wiedeńskie po kilku sezonach spędzonych w zespole baletowym Bayerisches Staatsballett. Świetnie odnajduje się zarówno w sekwencjach subtelnych jak i żywiołowych, gdyż cała produkcja przetkana jest owymi scenami. Za swojego wybranka ma olśniewającego, skocznego i królującego w szybkich epizodach  – Victora Caixeta. Pochodzący z Brazylii, przez pięć lat należał do zespołu baletu Teatru Maryjskiego w St. Petersburgu. Opuścił Rosję w momencie agresji tegoż kraju w Ukrainie i dołączył do Het Nationale Ballet w Amsterdamie. To kolejny narybek Ferri w składzie pierwszych solistów. Analogicznie jak odtwarzający Dionizosa Alessandro Frola, który przybył z Baletu Hamburskiego. To fenomenalny tancerz, którzy urzeka w scenach lirycznych, świetnie partneruje, a w wariacjach solowych oczarowuje technicznymi możliwościami i umiejętnościami. Jego zwiewność olśniewa, a równocześnie dynamika w scenach walki – zniewala. W owej grupie tancerzy, na których należy zwrócić uwagę, jest dwójka artystów, którzy mają związki z naszym krajem, gdyż tańczyli w Polskim Balecie Narodowym. To Rinaldo Venuti jako Polycharmos, przyjaciel Chaireasa oraz służąca Dionizosa, Plangon – Rosa Pierro. Co prawda to partie drugoplanowe, ale niezwykle ciekawie poprowadzone na bardzo wysokim poziomie wykonania. I jeszcze jeden zachwyt – Ioanna Avraam w epizodzie Królowej Babilonu, ale to naprawdę majstersztyk wykonania krótkiej wariacji, która pozostaje na długo w pamięci.

I po tych spostrzeżeniach można stwierdzić, że premiera wiedeńska to wielki wykonawczy sukces. I owszem, w grupie solistów tak. Ale niestety nie można tego powiedzieć o zespole baletowym, który jest niezwykle istotny, gdyż faktycznie towarzyszy w owej podróży tytułowej bohaterki od pierwszej do ostatniej sceny. Niestety jest on bardzo nierówny, widać wyraźnie jego nieskomponowanie, odmienności techniczne i brak precyzji w wykonaniu poszczególnych scen. W tańcu klasycznym to niesamowicie razi i uderza. Paradoksem jest, że zazwyczaj sekwencje grupowe są zjawiskowe, a tutaj wypadają blado, gubią się, może oprócz scen walki między Egiptem a Babilonem. Wniosek nasuwa się sam, że Ferri postawiła bardzo mocno na solistów zapominając o pracy całego ansamblu, który współtworzy i jest odpowiedzialny za spektakl baletowy. Zatem przed nią kolejny ważny krok – dążenie do technicznej precyzji całej kompanii.

Muzyka Arama Chaczaturiana w aranżacji Philipa Feeney’a w wykonaniu orkiestry miejscowej opery pod kierunkiem Paula Connelly brzmiała wyraziście i pewnie. Frazy to kontrast żywiołowości i delikatności, wielkiej subtelności. Jednak wkrada się drobny zgrzyt, ale to raczej uwaga znawców i koneserów. Cześć utworów pochodzi z baletu Gajane skomponowanego w czasach Związku Radzieckiego i opowiadającego losy kołchoźnicy, która zadenuncjowała własnego męża. I jeżeli porówna się owe historie wychodzą może komiczne skojarzenia. Najwięcej emocji wzbudza Taniec z szablami, który w wersji Ratmansky’ego jest tłem dla zjawiskowej, ekspresyjnej i żywiołowej sekwencji walki Babilonu z Egiptem. I znów porównania nieuniknione, gdy pod oczami ma się armeńską siłę i spontaniczność. To jednak dwa odmienne balety, choć jedna muzyka. Oprawa plastyczna autorstwa Jeana-Marca Puissanta jest symboliczno-realistyczna, w subtelny sposób ukazująca pola gry. Analogicznie kostiumy, które charakteryzują różnorodność miejsc akcji i nie krępują tanecznej witalności.

Ratmansky przygotował zwięzły balet, z klarowną narracją, ale może lekko zawiłymi losami miłości, której drogowskazem stały się dwie bransoletki. To na pewno forma deklaracji artystycznej dla kilku najbliższych lat baletu wiedeńskiego. Ale przed Alessandrą Ferri wiele pracy. Bowiem samymi solistami, gwiazdami, które błyszczą jak diamenty, nie da się osiągnąć zakładanego sukcesu. Balet to wielokrotnie praca u podstaw, z każdym pojedynczo członkiem szerokiej kompanii baletowej. I myślę, a może tylko mam nadzieję, że włoska primabalerina jest tego świadoma, rozumie uwarunkowania, rzeczywistość własnego zespołu. Ale początek jest obiecujący i dający wiarę na świetne wieczory z tańcem w stolicy Austrii.

A dla każdego miłośnika baletu najbliższe możliwe spotkanie z tymże zespołem już 1 stycznia 2026 podczas transmisji telewizyjnej, gdy artyści zespołu będą towarzyszyć tańcem Filharmonikom Wiedeńskim w corocznym koncercie noworocznym we fragmentach utworów rodziny Straussów i innych mistrzów walca. Choreografię przygotowuje John Neumeier ikona sztuki tańca, a przestrzeniami wykonania będą: sala kolumnowa, biblioteka oraz miejsce kolekcji Art Nouveau Muzeum Sztuk Stosowanych (MAK). Zatem kolejne wrażenia gwarantowane!

Kallirhoe, Aram Chaczaturian, choreografia: Alexei Ratmansky, Wiener Staatsballett, premiera: październik 2025

                                                                                                             [Benjamin Paschalski]